wtorek, 25 grudnia 2012

Dexter Sezon 7...

7 sezon "Dextera" mojego ulubionego seryjnego mordercy uważam za zamknięty. Właśnie dzisiaj skończyłam oglądać ostatni odcinek tej serii, szkoda, że było ich tylko 12. I już wiadomo, że będzie jeszcze tylko jeden sezon. Producentka serialu, Sara Colleton, mówi, że dokładnie wie, jak serial się skończy. Mam tylko nadzieję, że na końcu go nie uśmiercą, bo Dexter Morgan to jedyny seryjny morderca w którym można się zakochać. Dlaczego? Dlatego, że według mnie jest pozytywną postacią, od której bije specyficzna aura, mimo, że balansuje na granicy moralności, to przecież zabija gorszych od siebie, czyniąc dzięki temu świat lepszym. Postać ta jest interesująca pod wieloma względami, a Michael C.Hall wręcz stworzony do tej roli, co potwierdza Złoty Glob oraz 3 inne nagrody i 27 nominacji. Nie wiem, czy wszyscy wiedzą, że serialowa Debra Morgan, czyli Jennifer Carpenter była jego żoną, aż przez 3 lata, a on sam jeszcze do niedawna borykał się z chorobą nowotworową, którą pokonał. Aktor przede wszystkim teatralny. Znany z serialu "Six feet down", za który otrzymał 2 nagrody jako najlepszy aktor oraz 5 nominacji. Od pierwszego sezonu "Dextera", czyli od 2006 roku jego kariera znacząco nabrała rozmachu, w samym 2013 wyjdą aż 3 filmy z jego udziałem.
Wracając do serialu i głównego bohatera, obserwujemy, jak na przestrzeni kilku sezonów przeistacza się z bezwzględnego mordercy, który owszem posiada "Kodeks" (jego własny kręgosłup moralny, coś na wzór przewodnika), ale za to pozbawiony jest uczuć wyższych, co właśnie ulega zmianie. Co mi się w nim jeszcze podoba? To, że zawsze ma plan, jest osobą na którą zawsze można liczyć, i to, że  zawsze wie co powiedzieć (tak, wiem, ma to napisane w scenariuszu).
Co do sezonu 7, poznaliśmy wiele nowych wątków: miłość Debry do brata (która na szczęście nie została rozwinięta), postać Hannah, która znacząco wpłynęła na Dextera, postać Sirko, no i podejrzenia porucznik LaGuerty. Jak dla mnie za mało było ofiar na stole Dextera, i zbyt rozwinięty wątek ze wspomnianym Sirko. Natomiast ostatni odcinek zwalił mnie z nóg, takie rozwiązanie sytuacji nigdy by mi się nie przyśniło. To również uwielbiam w tym serialu, że nie zawsze jest tak, jak myślimy, że będzie, co powoduje, że fani w tym również i ja z utęsknieniem będziemy czekać na sezon 8, ponoć ostatni.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Obejrzane w tamtym tygodniu...

"The Lucy One" to historia żołnierzyka (w tej roli Zac Efron - cudowny chłopiec z "High school musical", jak na mój gust, zbyt poważna rola dla tego, jeszcze chłopca), który został wspaniale ocalony na polu bitwy dzięki fotograii, którą znalazł, a która została utracona przez innego żołnierza, który na tym polu bitwy poległ. Efron postanawia dziewczynę odnaleźć i tak zaczyna się wspaniała znajomość i głębokie uczucie. Polecam kobietom, które uwielbiają miłosne historie. Mi nie przypadł do gustu.

Za to "Brake" to świetna historia o trudnym szkoleniu ludzi ochraniających Prezydenta USA. Jeden z takich rekrutów budzi się w ciemności. Jedyne, co może dostrzec, to zegar odliczający czas. Okazuje się, że jest zamknięty w skrzyni i przetrzymywany w samochodzie. Jedyną szansą uwolnienia  dla Jeremy'ego jest ujawnienie miejsca, w którym prezydent USA ukrywa się w czasie ataków terrorystycznych. Rewelacyjny scenariusz, pełen napięć i zwrotów akcji. Końcówka filmu zaskakująca. Polecam!
Kolejny dobry film "Man On A Ledge", w którym główną rolę gra Sam Worthington ("Avatar). W jedną z głównych ról wciela się Ed Harris (bardzo się Pan nam postarzał). Ciekawy pomysł na fabułę, odkrywający fakt, iż w Stanach Zjednoczonych nadal żądzą faceci w krawatach na wysokich stanowiskach. Zwykły szary człowiek, to tylko kolejny dureń, którego można spokojnie poświęcić. Główny bohater jednak okazuje się bystrym, przebiegłym, zoorganizowanym i zdeterminowanym człowiekiem. Ku zaskoczeniu wszystkich dowodzi swojej niewinności. Polecam!

"Twilight - Breaking Dawn Part II" - kto obejrzał I, II i III część, musi zobaczyć również i ostatnią, która według mnie nie kończy się tak, jakby miała być ostatnia. Tematyka znana, dlatego nic więcej  nie napiszę, oprócz tego, że mi się mimo wszystko podobał.


"Batman - Dark Knight Rises"- po ośmiu latach nieobecności Batman wraca, by uratować Gotham City przed zamaskowanym terrorystą Banem. Mnie film rozczarował, zabrakło mi akcji, efektów, żenujące sceny walki bez krwi i wybuchów, bez zniszczeń. Przynajmniej o godzinę za długi. Poza tym, za dużo równoważnych ze sobą bohaterów, których próbuje się na siłę upchać w jednym filmie. Pozytywną postacią jest Anne Hathaway, królowa komedii romantycznych, która świetnie wcieliła się w rolę Kobiety Kota. O wiele bardziej podobał mi się "Mroczny Rycerz" ze wspaniałym, niestety nie żyjącym już moim ulubieńcem Heath'em Ledger'em.
Dlatego tej części zdecydowanie nie polecam, mimo, iż bardzo lubię Christian Bale'a, uważam, że jest świetnym aktorem, w tym jednak wydaniu nie miał okazji pokazać swoich wszystkich możliwości.

piątek, 2 listopada 2012

Chemia śmierci - S. Beckett

"Ciało ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś, co było kiedyś siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę. Zaczyna trawić samo siebie. Komórki rozpuszczają się od środka. Tkanki zmieniają się w ciecz, potem gaz. Już martwe ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much. Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża zawsze na południe. Czasem na południowy wschód lub południowy zachód, ale nigdy na północ. Nikt nie wie dlaczego" - tak zaczyna się ta fascynująca powieść, obok której nie można przejść obojętnie. Nie tym, którzy, tak jak ja uwielbiają thirllery z pogranicza medycyny sądowej, świat morderstw, zawiłych wątków akcji, trudnych do rozwiązania zagadek policyjnych.
O tej książce mogę pisać tylko i wyłącznie w samych superlatywach. Od samego początku spodobał mi się sposób pisania Beckett'a. Nie każdy potrafi opisać coś w sposób tak rzeczywisty, że pojawia się nam to przed oczami. Całość utrzymana jest na wysokim poziomie, oznacza to, że nie można pominąć żadnego, choćby najmniejszego kawałeczka powieści. Czyta się ją na jednym oddechu, gdyby tylko było to możliwe, ile książek można byłoby przeczytać...?
Wszystko jest w niej na miejscu, mrożący krew w żyłach początek, nietuzinkowe rozwinięcie akcji i nieodgadnione dla czytelnika zakończenie. Nawet jeśli wydaje się, że już wszystko wiesz, następuje zwrot akcji, który powoduje, że nie wiesz nic. Właśnie to w książkach uwielbiam, to, że do końca nie wiem, co może się wydarzyć.
Bohaterem książki jest David Hunter - wybitny antropolog sądowy, który wie o śmierci, jak się okazuje "prawie" wszystko. Zaszywa się w małym angielskim miasteczku zwanym Manham, gdzie czas stanął w miejscu, szukając schronienia przed okrutną przeszłością. Niestety i tu dociera ów proces alchemii, w którym złoto życia ulega rozbiciu na cuchnące składniki wyjściowe. I to w niewyobrażalnie wynaturzonych formach...
"Chemia śmierci" to pierwsza część powieści Sminona Becketta angielskiego dziennikarza, pisarza, napisana w 2006 roku, która stała się światowym bestsellerem - i od niej należałoby zacząć tą serię. Kolejna to "Zapisane w kościach" z 2007 roku. W 2009 powstała część III pod tytułem: " Szepty zmarłych", a w 2011 roku "Wołanie grobu" kończąca przygody Davida Huntera.
Zdecydowanie polecam! Po przeczytaniu "Chemii śmierci" od razu sięgnęłam po kolejną, co świadczy o bardzo dobrze napisanej książce i chęci dowiedzenia się znacznie więcej o umiejętnościach doktora Huntera, człowieka, który umie skłaniać zmarłych do zwierzeń.

piątek, 26 października 2012

Abraham Lincoln: Łowca wampirów...

Niestety film, mimo tematyki wampirzej nie przypadł mi do gustu. Początek zapowiadał się całkiem nieźle - młody Abraham próbuje zemścić się za śmierć matki na przedstawicielu nieśmiertelnej rasy. Nastrój filmu w tym momencie jest pełen grozy, mistyczny i tajemniczy, scenograf włożył wiele pracy. Wszystko pięknie i ładnie, aż do momentu pojawienia się Henrego Sturgesa (wampirzego przyjaciela), który pokazuje Lincolnowi, jak zabijać krwiopijców. Potem zaczyna się już źle dziać w fabule, zbyt wiele nonsensów. Nie wiadomo czy traktować ten film na poważnie, czy na wesoło. Niektóre momenty np. Lincoln ścina jednym ciosem olbrzymi dąb za sprawą bolesnych wspomnień z przeszłości, do których powraca, są niedorzeczne. Kolejna scena pojedynku wśród stada rozpędzonych koni - jak dla mnie zbyt bajkowa animacja.
Potem już bohater jedynie triumfuje zdobiąc krwią kolejne piwnice, a w wolnych chwilach dojrzewa do odpowiedzialności za podzielony naród. Zakochuje się, miota, cierpi i recytuje smętne frazy o poświęceniu, odwadze i stracie. W ogóle słowa leją się tu strumieniami, nie wiadomo do czego je przypiąć i z czym połączyć.
Cały film uważam za słaby, momenatmi nudny, może z wyjątkiem scen walk i to nie wszystkich - niektóre były całkiem przyzwoite i tych było stanowczo za mało. Poza tym dominacja  ckliwych przemów i monologów zabiła klimat początkowy. Ponadto należałoby się zastanowić do jakiego widza kierowany jest ten film, to wydaje mi się jednak, że tematyka jest nazbyt poważna jak dla tej grupy wiekowej.
Dlatego zdecydowanie nie polecam!

ps. Jest i książka, która została okrzyknięta bestsellerem przez New York Times i może nawet pokuszę się, żeby ją kupić. Dlaczego? Może dlatego, że książki są często lepsze, niż film. Dlaczego? Może dlatego, że nie wszystko można pokazać, za to wszystko da się opowiedzieć, itd...




 

poniedziałek, 22 października 2012

Jak urodzić i nie zwariować...

What to Expect When You're Expecting, bo tak brzmi jego oryginalny tytuł jest świetną komedią nie tylko dla kobiet, ale i jak się okazuje, rówież dla mężczyzn. Już wcześniej pisałam, że nie widzę sensu w polskich tłumaczeniach, tym razem jednak wybaczam, bo oddaje on filmową rzeczywistość bardziej niż oryginalny tytuł.

W niecałe dwie godziny poznajemy pięć par i ich problemy oraz radości związane z ciążą, bądź chęcią jej posiadania. Mamy ciążę z przypadku, ciążę o która starać można się latami, oraz problem pogodzenia kariery z macierzyństwem, a także wątek adopcji. Jest to jednak tak przedstawione, że nawet dramaty bohaterów przebiegają w tak przyjaznym i uspokajającym środowisku, że widz szybko o tym zapomina i znowu robi się miło, śmiesznie i przyjemnie.

Muszę przyznać, że oboje z mężem uśmialiśmy się do łez i nie dlatego, że zapewnia ją świetna obsada, bo czasami i ona zawodzi. Ta komedia śmieszy, bo zapewnili nam to scenarzyści od początku do końca. Pomysł zapożyczony z poradników "droga do rodzicielstwa" jak najbardziej się opłacił. Przyznaję, że powstał lekki, łatwy i przyjemny obraz, dlatego nie znajdziecie w nim niekochanych dzieci, niedojrzałych matek, zmęczonych położnych, nieprzyjemnych lekarzy, obskórnych szpitali itd. Moim zdaniem właśnie taka powinna być komedia.

środa, 26 września 2012

"Skóra, w której żyję" Pedro Almodóvara

"Skóra, w której żyję" to niezwykły film, ogląda się go w skupieniu, bo naszpikowany jest różnymi emocjami i bogactwem znaczeń. Na mnie zrobił ogromne wrażenie, nie tylko dlatego, że w główną rolę wcielił się Antonio Banderas, ale przede wszystkim dlatego, że film opowiada pewną historię od początku do końca.
Bohaterką filmu jest Vera, kobieta, która stała się ofiarą eksperymentów, z tego powodu nieswojo czuje się w swojej skórze. Stało się to za sprawą wybitnego chirurga, którego obsesją po śmierci żony w płomieniach stało się stworzenie doskonałej, wytrzymałej na ogień sztucznej powłoki ludzkiego ciała. Roberto w związku z tym przeprowadza wiele eksperymentów między innymi modyfikacje genetyczne przy użyciu świńskiej tkanki.
Na jednym z sympozjum przedstawia swoje wyniki, nie wszyscy jednak są przychylni jego wizji, gdyż powstaje poważny problem natury etycznej: czy modyfikacja genetyczna była dozwolona? Czy, aby wbrew oficjalnym wypowiedziom Roberto nie eksperymentował na ludziach?
Jednocześnie dowiadujemy się wiele o przeszłości Roberto, również o tym, kim jest tajemnicza Vera. W tym momencie następuje wielkie zdziwienie, oraz nasuwa się wiele pytań: jak można być tak bezwzględnym, niewzruszonym człowiekiem, a jednocześnie takim perfekcjonistą? – to przeraża, a jednocześnie zachwyca.
Kino Almodóvara jest z reguły ciężkie i bardzo wyraziste, ale jest w tym pewnego rodzaju moc sprawcza reżysera, który niewątpliwie wciąż potrafi wyczarować niesamowite rzeczy.
Ja mogę ten film niewątpliwie polecić, gdyż tak jak pisałam na początku, przypadł mi do gustu i jak najbardziej zawiera się w granicach mojej estetyki.

wtorek, 18 września 2012

Nie jestem seryjnym mordercą - Dan Wells

Książkę znalazłam na półce z literaturą dla nastalotków, i w pierwszej chwili pomyślałam, że Empik po prostu źle ją ulokawał przez niedopatrzenie. Wcześniej czytałam recenzje, więc wiedziałam z czym mam doczynienia. Z ciekawości sprawdziłam też w innych księgarniach oraz w internecie, książka jest dostępna wszędzie dla nastolatków. Uważam, że to jakiś absurd, drastyczna pomyłka.  "Nie jestem seryjnym mordercą" to pierwsza część trylogii Dana Wellsa, "Pan potwór", "Nie chcę cię zabić" kolejne części - wszystkie są już dostępne w Polsce. W pierwszej z nich poznajemy młodego Johna Cleavera, który mieszka w niewielkim mieście Clayton, gdzieś w Stanach Zjednoczonych. John jest socjopatą, wydawać by się mogło, że jak każdy nastolatek (taki wiek), ponieważ ma problemy w domu oraz kłopoty w nawiązywaniu więzi z równieśnikami. Jego jednak wyróżnia jeszcze coś. Po pierwsze: wie wszystko o balsamowaniu ciał i składaniu ich w całość -  to za sprawą posiadania przez rodzinę zakładu pogrzebowego. Po drugie: jego konikiem są historie seryjnych morderców. Analizując ich wspólne cechy dochodzi do wniosku, że sam jest jednym z nich. Ponieważ jednak nie chce mordować, opracowuje sobie cały system różnych zasad, które pomagają utrzymać w ryzach jego drugie ja - Pana Potwora (stąd tytuł drugiej części).
Niespodziewanie małą mieściną wstrząsa seria bardzo brutalnych i dziwnych morderstw. Kto za nimi stoi? Dlaczego, ten ktoś zabiera niektóre części ciała? John zna mordercę i będzie próbował go unicestwić.
Książka wciągnęła mnie, przede wszystkim ze względu na głównego bohatera (rzadko spotykany przypadek socjopaty z wyrzutami sumienia), intrygujące dialogi z psychiatrą, które dają dużo do myślenia.
Jedynym denerwującym mnie elementem, który popsuł tą historię był wątek fantastyczny. O ile nie drażni mnie w książkach o wampirach, tak w tym przypadku zmasakrował ją. Z tego właśnie powodu nie uważam, żeby była to książka dla fanów, mojego ulubionego serialu: "Dexter" - a taki napis widnieje na okładce książki. Jest również napis "uwaga! drastyczne sceny" - i takie rzeczywiście są, dlatego zdecydowanie nie jest książka dla nastalotków.

poniedziałek, 10 września 2012

TRUE BLOOD...

Wczoraj skończyłam oglądać "True Blood".  Wszystkie 5 sezonów obejrzałam przez tydzień, co daje 60 godzin: 12 odcinków w sezonie. Już jakieś dwa lata temu startowałam do tego serialu, niestety dwa pierwsze odcinki nie bardzo przypadły mi do gustu i porzuciłam tę myśl. Teraz zdecydowałam, że muszę go obejrzeć, choćbym miała się do tego zmuszać. Na szczęście zmuszać się nie musiałam.
Wszyscy Ci, którzy oglądali choć jeden sezon na pewno zostali zarażeni chęcią oglądania go ciągle i wciąż, tak było również ze mną. Serial ten momentami banalny, śmieszny, czasami nawet głupi, a czasami trafnie oceniający naszą rzeczywistość. Zastanawiam się co jest w nim, że chce się go oglądać?
Na pewno perypetie głównej bohaterki - dziewczyny o imieniu Sookie, która ze względu na niesamowite, pozaziemskie właściwości (czytanie w ludzkich myślach) i jak się okazuje magiczną krew przyciąga wampiry. Bezwątpienia niesamowity Eric Nortman (wampir), zdecydowanie zabójczo przystojny Alcid (wilk), na którego czekałam, aż dwa sezony, odważny Sam Merlotte (zmiennokształtny), który jest jednym z najbardziej prawych mieszkańców Bon Temps.
Za najlepszy z wszystkich sezonów uznaję sezon 4, ze względu Russella Edgingtona, którego powrót w 5 sezonie bardzo mnie ucieszył, szkoda tylko, że na krótko. Była to jedna z moich ulubionych postaci. Ten błysk szaleństwa w jego oku, oczarował mnie od samego początku, naprawdę szkoda, że tak pożegnaliśmy tę postać, która uważam mogłaby się jeszcze bardziej rozwinąć.
Sezonu 5 nie zaliczam do najlepszych, oglądałam jednym okiem. Słabe punkty to: za dużo postaci, wątków, ifrytów i innych stworów, za mało spójnej fabuły, brak jakiejkolwiek mocnej historii. Muszę jednak przyznać, że finał to i owo mi wynagrodził. Twórcy wreszcie, po raz pierwszy od dawna, poszli na całość. Krew lała się strumieniami, szalone, absurdalne sytuacje wreszcie śmieszyły zamiast nużyć, nie zabrakło dobrych tekstów ani momentów seksownego przerażenia, które były znakiem firmowym serialu.
Najbardziej denerwującym elementem była wróżkolandia. Fajnie, że przy tym wyszedł wątek zabicia rodziców Sookie i Jasona, ale nic poza tym.
Nie zawiodła mnie postać wilka – Alcida wreszcie przestał być chłopcem na posyłki, wziął sprawy w swoje ręce i stał się facetem, nie zakładając na szczęście koszulki. Może w 6 sezonie, będzie jeszcze więcej scen bez ubrań?
Sam Merlotte i Luna w finale też dawali radę w roli gotowych na wszystko rodziców. To właśnie dla takich scen, jak ta, w której Sam zabija "od środka" kanclerz Harris, chce się oglądać ten serial. Szkoda tylko, że scenarzyści ostatnio tak rzadko dają się ponieść wodzom swojej chorej fantazji.
Chyba nie powinnam przyznawać się, że, podobnie jak większość widzów płci męskiej, zachwycona byłam sceną, w której Pam i Tara zachowują się jak na matkę i córkę dość niekonwencjonalnie.
I oczywiście, że podobał mi się zły Bill! O ile u boku Sookie zdecydowanie wolę Erica, o tyle ten sezon u mnie zdecydowanie wygrywa Bill. Jego ewolucja od chłopaka kelnerki z Bon Temps do króla Luizjany, a następnie wampirzego boga jest jak wariacka przypowieść o naturze nie tyle wampirzej, co człowieczej. O pokusach, o władzy, o pragnieniu bycia kimś i znaczenia czegoś, a potem bycia kimś więcej i znaczenia jeszcze więcej, i jeszcze bardziej i więcej, i… A także o przerażeniu, kiedy już się uda. Stephen Moyer to aktor znakomity i świetnie udało mu się pokazać ten krótki moment po przemianie w krwawego boga, w którym Bill zwyczajnie boi się tego, co się stało. Ach! Co będzie dalej, skoro Wampirza Władza już właściwie nie istnieje? Komuż będzie ten bóg mówił, jak żyć, skoro pozostał w pałacu sam?
Teraz trzeba czekać znowu rok na tego Billa krwawego i na więcej historii Sookie i Erica, Pam i Tary,  i kolejne przejawy głupoty, a może zdrowego rozsądku Jasona. Nie pozostaje nic więcej jak uzbroić się w cierpliwość…

czwartek, 6 września 2012

IMANY - THE SHAPE OF A BROKEN HEART

Imany to kolejna wyjątkowa artystka z Francji. Jej historia jest nieprzeciętna, tak jak jej muzyka i uroda. Wiele lat związana z modelingiem, pracując między innymi w Nowym Yorku, zmęczona byciem tylko “wieszakiem na ubrania”, Imany porzuca wszystko, po to, by zająć się tym, co uważała za swoje prawdziwe powołanie – muzyką. Bez żadnego doświadczenia w showbiznesie, z dnia na dzień, pochodząca z wielodzietnej rodziny afrykańskich emigrantów Francuzka postanowia spróbować szczęścia w Paryżu. W walizce prócz ubrań ma tylko portfolio i płytę demo z 6 utworami (kluczowy moment jej życia).
Z pomocą siostry zaczyna śpewać dla dużej publiczności. Jej zjawiskowy głos, łączący w sobie melancholię przypominającą Tracy Chapman i klasę Billie Holiday szybko zjednuje artystce rzeszę wiernych fanów. Zaczyna występować w coraz bardziej prestiżowych miejscach i otwierać koncerty najbardziej znanych artystów – wystąpiła m.in. przed Angie Stone. Na jednym z takich koncertów swoje zainteresowanie względem talentu Imany obwieszcza senegalski producent, który odkrył również Ayo. To on pomaga artystce w realizacji jej największego marzenia - nagrania płyty.
I tak właśnie możemy wsłuchiwać się w dźwięki muzyki, którą Imany nagrała w towarzystwie wybitnych muzyków. Na płycie znajduje się 12 anglojęzycznych utworów:
1. Slow Down
2. I most my keys
3. I've gonna go
4. Pray for help
5. The shape of a broken heart - tytułowa piosenka
6. Seat with me
7. Please and change
8. Grey Monday
9. Where have you been
10. Kisses in the dark
11. You will never know - najbardziej znana w Polsce
12. Take care

Całość niezwykle szczera, pełna osobistych piosenek. Akustyczny folk przeplata się z soulem i bluesem. Słodycz miesza się z goryczą, melancholia z niezwykłą pogodą ducha, która niewątpliwie wpada w ucho i na długo w nim zostaje.

Ps. Imany odwiedziła niedawno Polskę i pewnie jeszcze do nas powróci...

środa, 5 września 2012

SERYJNI MORDERCY

Zakupiłam, ponieważ interesuje mnie zawiłość ludzkiej psychiki i motywy jakie kierują mordercą podczas dokonywania zbrodni. To wszystko za sprawą książki "Nie jestem seryjnym mordercą" Dana Wellsa.
Według recenzji "Seryjni mordercy" Jarosława Stukana to solidne kompendium, zawierające dokładną i fachową charakterystykę, zarówno morderców, jak i ich ofiar. Jest to kronika zawierająca plejadę seryjnych zabójców z całego świata, ujawniająca najmoroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki. Autor nie wyjaśnia, skąd się biorą seryjni mordercy, ponieważ odpowiedź na to pytanie jest niewątpliwie najtrudniejsza i wymaga wielu lat pracy oraz kontaktu ze sprawcami. Na podstawie zebranego materiału przedstawił sylwetkę typowego, seryjnego mordercy oraz niektóre różnice występujące między sprawcami. Życiorysy sprawców rzucają światło na ogół ich poczynań i warunkują wybory jakich dokonują - to według autora jest najważniejsze w tropieniu seryjnych morderców. Książkę tą ocenia się, jako zdecydowanie jedną z najlepszych poświęconych seryjnym mordercom. 
Po przeczytaniu mam nadzieję choć trochę zrozumieć sposób ich myślenia oraz motywy postępowania.

Ps. Ktoś zapytał mnie kiedyś, po co myśleć, o czymś złym skoro nas nie dotyczy?
Wy też tak uważacie?

piątek, 24 sierpnia 2012

Łowca II

Odkąd 3 lata temu obejrzałam całą serię "Millenium" reżysera Nielsa Ardena Opleva, na podstawie powieści Stiega Larssona, zakochałam się w kinie skandynawskim. Jest to mroźne, mroczne, zawiłe i dające dużo do myślenia kino z północy Europy. Jak dotąd wszystkie horrory/thrillery prezentowały pewien poziom i miło się je oglądało. Polecam szczególnie tym, którzy lubią ten gatunek filmu.
W związku z powyższym proponuję kolejny, jak dla mnie rewelacyjny: "Łowca II", niestety "Łowcy I" nie oglądałam i jest go ciężko zlokalizować w sieci.
Akcja filmu dzieje się w okolicach Sztokholmu,  Erik Bäckström (Rolf Lassgard) jest policjantem. Piętnaście lat temu wpadł na trop nielegalnych polowań, w których jak się okazało uczestniczył także jego brat Leif. Prywatne śledztwo Erika doprowadziło do tragicznych zdarzeń, w wyniku których Leif popełnił samobójstwo, zostawiając syna i jego matkę. 
Wydelegowany ze stolicy, do rodzinnej miejscowości stróż prawa wraca, aby wyjaśnić sprawę tajemniczego i brutalnego morderstwa. Wydaje się, że w incydent zaangażowani są miejscowi policjanci oraz myśliwi, jak również krewni Bäckströma. Wkrótce dochodzi też do konfliktu między Erikiem a lokalnym funkcjonariuszem Torstenem (Peter Stormare - znany z "Prison break"), który jest ojczymem osieroconego bratanka Bäckströma. Torsten sprzeciwia się udziałowi przybysza w dochodzeniu, zwłaszcza, że aresztował już domniemanego sprawcę i szybko chce zakończyć sprawę. Mimo to Erik podejmuje się wyjaśnienia dziwnych zbiegów okoliczności, które prowadzą do szokującej prawdy.
Całość trzyma w napięciu, zawiły wątek, który układa się w całość. Polecam!

piątek, 3 sierpnia 2012

Książki naszych podróżników...

Uwielbiam naszych podróżników. Cenię ich za to, jakimi ludźmi są. Poniekąd trochę im zazdroszę, tego co zobaczyli, doświadczyli, gdzie byli, jakich ludzi poznali, tego co jeszcze jest przed nimi...
Mimo programów telewizyjnych z ich udziałem, wolę słowo pisane, dlatego wybieram książkę. Niestety te piękne książki mają jedną wadę, a mianowicie taką, że są bardzo drogie, ze względu na super zdjęcia, oprawę, papier, itd.

Martna Wojciechowska jest niepoprawną poszukiwaczką przygód, trudnych a zarazem ciekawych wypraw, ciekawych miejsc i ludzi. Uwielbia być w drodze, bo jakaś niezrozumiała siła popycha ją ku nieznanemu światu. Jako druga Polka zdobyła Koronę Ziemi w trudniejszej wersji Reinholda Messnera. Nie wiem gdzie ta kobieta nie była i czego nie robiła? Ponoć na krańcu świata...
Jej ostatnie książki to rozszerzona wersja "Kobiety na krańcu świata" o opowieści, zdjęcia, ciekawe historyjki. Można śledzić jej wyprawy na: www.martynawojciechowska.pl


"Zapiski podróżne" to zbiór felietonów, listów do przyjaciół, notatek. Można w niej znaleźć historie, o których nigdy wcześniej nie pisała, ani nie mówiła. Np. opisuje trudności w podróży związane z higieną osobistą i o sposobach radzenia sobie z tym problemem. Jest to świat Martyny, czasami smutny, często wesoły, zawsze uczący nas czegoś nowego o miejscach, których najprawdopodobniej nie będzie nam dane zobaczyć.







Wojciech Cejrowski jest bardziej spokojnym podróżnikiem, co oczywiście nie umniejsza Jego dorobku, bowiem odwiedził blisko 60 krajów na 6 kontynentach. Najczęściej jeździ do Amazonii, dokumentując życie zamieszkujących ją Indian i Metysów Brał udział m.in. w pieszym pokonaniu bagnistej puszczy Darien, na granicy Kolumbii i Panamy oraz przejeździe trasy Camel Trophy, w Gujanie w ramach której dotarł m.in. do odległych osad plemienia Wai Wai. Wraz z TVP wydał dotychczas 15 płyt z filmami Boso przez świat - jeden z moich ulubionych programów.
Książka "Gringo wśród dzikich plemion" jest drugą z tej serii. Sposób w jaki opowiada: z tą nutką ironii, przekąsem i bardzo inteligentnym dowcipem powoduje, że ja Go po prostu uwielbiam.

Beata Pawlikowska jest prekursorką (nie pomijając Toniego Halika i Elżbiety Dzikowskiej) podróży po Ameryce Południowej, gdzie dokumentuje życie Indian amazońskich. Według Wojciecha Cejrowskiego jako pierwsza kobieta przeszła na piechotę przez "najbardziej malaryczną dżunglę świata" Darién na pograniczu Panamy i Kolumbii, co opisał On w swej książce "Gringo wśród dzikich plemion". Zgodnie z tą relacją Cejrowski i Pawlikowska mieli być także pierwszymi Polakami, którym udało się przebyć Darién. Znane są jej książki z serii: "Blondynka...", z której właśnie pochodzi: "Blondynka na językach" - z której naprawdę można nauczyć się angielskiego, takiego dla turystów, polecam.



wtorek, 24 lipca 2012

SHAME & SPONSORING - dramaty erotyczne...


Dzisiaj dwa filmy z gatunku: dramat erotyczny...W końcu jestem dużą dziewczynką, a tego typu filmy mieszczą się w granicach dobrego smaku, mojego smaku...


Pierwszy z nich to: "Shame" - "Wstyd", pierwsze trafione tłumaczenie w historii kina amerykańskiego. Nie jest nowy, bo z 2011 roku. Znalazłam go pośród całej góry filmów, a moją uwagę przykuł właśnie tytuł. Jest to pulsujący emocjami dramat erotyczny reżysera - Steve'a McQueena, który bada naturę seksu, bliskości i związków we współczesnym świecie. Główną rolę gra Michael Fassbender, którego możemy zobaczyć w nowym filmie "Prometeusz", którego reżyserem jest Ridley Scott (jeden z moich ulubionych reżyserów), twórca "Obcego", "Hannibala", "Helikoptera w ogniu", "G.I. Jane", "Gladiatora" - to tylko niektóre z jego dzieł.
Wracając do "Shame" opowiada o 30-letnim, bardzo atrackyjnym singlu z Nowego Yorku, Brandonie, który nie potrafi zapanować nad swym życiem erotycznym, gdyż jest seksoholikiem. Nie potrafi stworzyć normalnego związku, wręcz seks z kimś, z kim mógłby normalnie żyć jest niemożliwy. Sytuacja jeszcze bardziej wymyka się spod kontroli, kiedy niespodziewanie wprowadza się do niego siostra (Carey Mulligan - znana z "Drive"), która również ma problemy rzędu emocjonalnego. Film ten był nominowany do Złotych Globów.
Co mi się w nim podobało: dobry temat na film, bardzo realne dialogi, takie jak prowadzi się w normalnym życiu. Naprawdę ciekawie przedstawiony problem singli, ludzi którzy nie mają żadnych wyobrażeń, ani oczekiwań względem innych ludzi.
Co mi się nie podobało: zbyt mało informacji odnośnie tego, co spowodowało, że główny bohater taki się stał, czyli brak wątku pobocznego.



Drugi film opowiada o starym temacie, jednak rzadko podejmowanym. Anna, którą gra - Juliette Binoche jest dziennikarką magazynu Elle we Francji. Jej ostatnie zlecenie to artykuł o prostytucji na uniwersytetach paryskich. Anna prowadzi spokojne życie matki pracującej i żony, której brakuje bliskości męża. Podczas pracy nad tekstem poznaje dwie dziewczyny - Charlotte - Anais Demoustier i Alicję, którą świetnie zagrała nasza Joanna Kulig. Dziewczyny w pogoni za swoimi aspiracjami do lepszego życia, oraz brakiem możliwości zarobku wysatrczjących na utrzymnie pieniędzy, sprzedają swoje ciało. Powoli wprowadzają również Annę do świata płatnej miłości, który jest jednocześnie obrzydliwy i pociągający.
Wnioski jakie się nasuwają po obejrzeniu: w każdym normalnym domu, mogą być niespełnione miłości, które spełniają się tylko z innymi.
Oba są godne polecenia!

piątek, 20 lipca 2012

MAGIC MIKE...

Wczoraj obejrzałam w kinie "Magic Mike", zniechęcona negatywną opinią koleżanki, podeszłam z dużym dydstansem do tego filmu. Teraz mogę powiedzieć, że mnie nie rozczarował. Nie wiem czego można oczekiwać po tego rodzaju filmie: więcej golizny, zawiłych wątków, czy powagi?
Film był lekki, momentami zabawny, przyjemny i miał za zadanie opowiedzenie historii autentycznej, młodego chłopaka z wielkim planem na spokojne życie. Mówi o tym, do jakich poświęceń zdolny jest człowiek, żeby móc zrealizować swoje marzenia, oraz jak łatwo można zatracić się, gdy nie ma się żadnego planu na życie.
Mi film się podobał, może dlatego, że lubię głównego bohatera: Channing'a Tatum'a, niezapomnianego z roli w "Step up", w tym filmie również cieszy oko widza zmysłowym tańcem, choćby dlatego można ten film obejrzeć.

niedziela, 15 lipca 2012

Dorobek artystyczny Goslinga...

Zaczęło się od "Drive" w 2011, potem obejrzałam z nim wszystkie filmy w ciągu jednego tygodnia. Nie znam kobiety, której by się nie podobał. Ja go oczywiście kocham, ale jest to niestety miłość platoniczna... Kocham go nie tylko za to, jak wygląda, ale za to jakie wybiera role. Zawsze uważałam i nadal uważam, że po trosze gra się tak, jakim się jest...


Oto jego dorobek aktorski:



  • 2011: Idy marcowe (The Ides of March) jako Stephen Meyers


  • Bardzo dobry, poważny film, traktujący o ciemnych stronach życia kandydata na prezydenta USA - Mike'a Morrisa, którego gra George Clooneya. Ryan gra tam błyskotliwego doradcę Morrisa, który poznaje najskrzętniej skrywane tajemnice kampanii. Dodam tylko, że George Clooney jest zarówno reżyserem jak i napisał scenariusz do tego filmu.






  • 2011: Drive jako Driver 


  • Niesamowita muzyka do tego filmu, świetny scenariusz i świetna gra aktorska Ryana. Mimo złego postępowania głównego bohatera, którego gra właśnie Ryan, chłopak, który za dnia pracuje jako kaskader, a nocami wynajmuje się jako kierowca gangsterów. Jest w nim coś co powoduje, że już do końca w naszych oczach to pozytywna postać. Niezapomniany pocałunek w windzie..., która nie chciałaby być na miejscu Carey Mulligan?

    No i super piosenka, specjalnie napisana do tego filmu...





  • 2011: Kocha, lubi, szanuje jako Jacob Palmer

  • Również ciekawe tłumaczenie: "Crazy, stupid love". W tej roli, amanta, podrywacza, totalnie zaskoczył mnie swoim poczuciem humoru. Wiem, że głównym bohaterem był Steve Carell, dla mnie jednak była tylko jedna gwiazda. Niezapomniana scena filmu: Ryan rozebrany, a jego partnerka filmowa Emma Stone (z którą notabene gra w najnowszym filmie gangsterkim) mówi: zobaczcie sami...




  • 2010: Blue Valentine jako Dean Periera


  • "Blue Valentine" oj to był dla mnie ciężki film, bardzo intymny portret rozpadającego się małżeństwa. Cindy (Michelle Williams) i Dean - Ryan. To para z kilkuletnim stażem, wychowująca córkę. Ich związek przeżywa wielki kryzys. W filmie przewija się ich dotychczasowe życie z latami młodości, gdy byli w sobie zakochani na zabój i snuli plany na piękną, wspólną przyszłość. Co do miłości Cindy nie jestem przekonana, ale Dean kochał ją bardzo tak jak, dziecko, które nie było jego. Michelle Williams, rewelacyjna w roli Marilyn Monroe, przez jakiś czas też była jego dziewczyną...



  • 2010: Wszystko, co dobre (All Good Things) jako David Marks


  • Również ciężka historia, film oparty na faktach. W niewyjaśnionych okolicznościach znika Katie (Kirsten Dunst) - (nie przepadam za tą aktorką, jak dla mnie jest bez wyrazu) żona Davida Marksa - Ryana, spadkobiercy nowojorskich nieruchomości. Młody David poznaje dziewczynę wynajmującą mieszkanie w jednej z kamienic należących do jego ojca. Młodzi zakochują się w sobie i rozpoczynają wspólne życie poza miastem. Za namową ojca, David porzuca swoje marzenia i przeprowadza wraz z żoną do Nowego Jorku, by prowadzić rodzinne interesy. Od tego momentu ich życie zaczyna się drastycznie zmieniać. W tym filmie Ryan gra naprawdę czarny charakter, nie jest to mój ulubiony film z jego udziałem...



  • 2007: Słaby punkt (Fracture) jako Willy Beachum


  • Świetna rola Anthony'ego Hopkinsa, który dowiaduje się o romansie swej żony. W głowie powstaje plan morderstwa doskonałego, gdyż Ted ma niezwykły umysł. Dla Willy'ego, asystenta prokuratora, którego gra Ryan, jest to kolejna banalna "szybka sprawa". Jednak pozory mylą. Willy wplątuje się w skomplikowaną pogoń za niedoszłym zabójcą, który zostaje wypuszczony z aresztu w wyniku formalnych uchybień... Rewelacyjny pomysł na film, dlatego warto go obejrzeć.







  • 2007: Miłość Larsa (Lars and the Real Girl) jako Lars Lindstrom

  •  Ten film, to był dla mnie szok. Obejrzałam go zaraz po "Drive", nie sądziłam, że Rayan jest, aż tak dobrym aktorem. Niesamowita przemiana, tego seksownego do granic obłędu mężczyzny. Film mówi o, chłopaku, który na pierwszy rzut oka może wydawać się trochę ograniczony umysłowo. Prowadzi spokojny tryb życia, pracuje, mieszka w małym domku w pobliżu brata i jego ciężarnej żony. Pewnego dnia zamawia przez internet dmuchaną lalkę i dosłownie wmawia wszystkim, że jest prawdziwa, że normalnie, czuje, widzi i myśli i oczywiście przemawia przez niego. Niesamowite w tym filmie jest to, że pokazuje społeczność małego miasteczka, która dla dobra zagubionego Larsa, bo tak nazywa się główny bohater, udaje, że sztuczna laka jest prawdziwym człowiekiem. W końcu Lars dojrzewa do tego, żeby się z nią pożegnać i wymyśla chorobę, na którą jego ukochana umiera. Jakiś czas jeszcze ją opłakuje, na rzecz prawdziwej miłość do koleżanki z pracy, która przez cały czas nie ukrywała swoich uczuć. Polecam!



  • 2006: Szkolny chwyt (Half Nelson) jako Dan, nauczyciel

  • Tłumaczenie znowu mnie zaskoczyło, bo "Half Nelson" stał się, "Szkolnym chwytem". To opowieść o nauczycielu historii w jednej z amerykańskich szkół średnich, Danny'm Dunne'e,  który uzależniony jest od wszelkiego rodzaju narkotyków. Trochę zagubiony, zrezygnowany i zawiedziony nauczyciel nawiązuje nietypową przyjaźń ze swoją czarnoskórą uczennicą. Film pokazuje wielką przyjaźń, ale i wielki upadek człowieka.







  • 2005: Zostań (Stay) jako Henry Letham




  • O, to był również był ciężki film dla mnie. Na początku trudno było powiązać fakty, gdyż to zbieg okoliczności rządzi w tym filmie. To właśnie on, styka ze sobą odnoszącego sukcesy zawodowe nowojorskiego psychiatrę Sama Fostera z młodym pacjentem, Henry - Ryanem, który oświadcza, że odbierze sobie życie w dniu swych dwudziestych pierwszych urodzin w najbliższą sobotę. Z pomocą swej dziewczyny, Lili wrażliwej artystki, którą niegdyś uratował od samobójstwa Sam postanawia ocalić Henry'ego bez względu na koszty. Coraz głębiej wnika w jego życie, przekonując się, że ich losy są ze sobą nierozerwalnie splecione.



  • 2004: Pamiętnik (The Notebook) jako Noah Calhoun



  • Mega wzruszający, poruszający film, w którym Ryan gra dobrze wychowanego, młodego człowieka, z biednej rodziny, który zakochuje się z wzajemnością w bogatej dziewczynie Allie Nelson (Rachel McAdams), dla której rodzice wymarzyli innego wybranka i inne życie. Przez cały film obserwujemy perypetie życiowe tej dwójki rozciągnięte w czasie, po to, by w którymś momencie wreszcie mogli połączyć się już na wieki. Film tylko dla kobiet, naprawdę polecam! Wcześniej pisałam o pocałunku w "Drive", natomiast ta scena została okrzyknięta mega sceną pocałunku... Nic dziwnego, że Rachel McAdams, którą pamiętamy z niezapomnianego Sherlocka Holmsa, była partnerką życiową Ryana, w tym filmie bez przerwy się całowali...




  • 2003: Odmienne stany moralności (The United States of Leland) jako Leland P. Fitzgerald

  • Opowieść o wrażliwym nastolatku Lelandzie, w tej roli właśńie Ryan, który eksperymentuje z moralnością. Morduje autystyczne dziecko i zostaje umieszczony w domu poprawczym. Tam spotyka nauczyciela, który próbuje pomóc mu zrozumieć przyczyny brutalnego czynu... Na końcu zostaje zamardowany. W tym filmie Ryan również gra, tak jakby, cały czas był pozytywnym bohaterem, a przecież nie jest. 



  • 2002: The Slaughter Rule jako Roy Chutney

  • Po śmierci swojego ojca Roy Chutney zostaje wyrzucony ze szkolnej drużyny futbolowej. W samotnym i biernym życiu jakie prowadzi sport jest jego jedyną odskocznią i ucieczką do lepszego świata. Wolny czas Roy zaczyna spędzać na topieniu swoich frustracji w alkoholu co prawie zawsze kończy się brutalnymi bójkami. Pewnego dnia spotyka Gideona - trenera, który werbuje młodych sportowców do swojej drużyny i zostaje tam rozgrywającym. Wszystko zaczyna się układać. Drużyna odnosi sukcesy, mężczyźni zaprzyjaźniają się a Roy poznaje sympatyczną dziewczynę. Jednak przyjaźń z Gidem przekracza zwykłe granice męskich więzi i wszystko zaczyna się psuć.



  • 2002: Śmiertelna wyliczanka (Murder by Numbers) jako Richard Haywood

  • Mocny film, o dwóch błyskotliwych, aczkolwiek pozbawionych zasad moralnych studentów, którzy chcą udowodnić, że istnieje morderstwo doskonałe. Ich plan jest perfekcyjnie dopracowany i nie zawodzi w żadnym punkcie, dopóki sprawą nie zajmie się detektyw Cassie Mayweather, którą gra Sandra Bullock. Choć jej przełożeni, a także nowy partner Sam Kennedy są przekonani, że chłopcy są niewinni, Cassie czuje, że sprawa ma drugie dno...




  • 2001: Fanatyk (The Believer) jako Danny Balint




  • To właśnie rola w tym filmie spowodowała, że na Ryana zwrócono uwagę. Film zdobył nagrodę jury na festiwalu w Sundance. Grał tam chłopaka, który za wszelką cenę chciał wyprzeć się żydowskich korzeni. Zostaje Skinhead'em, tak bardzo zagorzałam, że dopuszcza się wielu haniebnych czynów. Na końcu jednak ratuje życie swoim przyjaciołom żydom, poświęcając swoje.




    Na pewno nie wszyscy wiedzą, że ten uroczy kanadyjczyk jest także aktywnym muzykiem. Śpiewał z Justinem Timberlakiem w "Klubie Myszki Mickey". Efektem fascynacji mrocznymi legendami jest album wydany w 2009 roku wspólnie z Zachiem Shieldsem pod szyldem Dead Man's Bones.
    Mój ulubiony utwór z tej płyty:

    Nie dość, że świetnie gra, świetnie śpiewa, również świetnie wygląda, jest dobrze wychowany i taktowny.
    Jak taki ideał może chodzić legalnie po tej ziemi? Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój jego kariery...

    Już niedługo na ekrany kin wejdą z nim dwa kolejne filmy:



  • 2012: The Place Beyond the Pines jako Luke
  • 2012: The Gangster Squad jako Jerry Wooters - oto trailer: