To druga część całej serii, której bohaterem jest David Hunter - wybitny antropolog sądowy, który wie o śmierci, jak się okazuje "prawie" wszystko, dzięki temu, że potrafi nakłonić zmarłych do zwierzeń.
Chyba oczekiwałam dużo więcej po tej książce, nie to, że jestem rozczarowana, po prostu bardziej zaskakująca była część pierwsza "Chemia śmierci". Ta również trzyma w napięciu, zostało stworzone stadium wszechogarniającego i paraliżującego strachu, czyli wszystko tak, jak być powinno.
Tym razem doktor David Hunter – jak zawsze wyrwany z własnych bolesnych
przeżyć – ma odczytać historię przerażającej zbrodni ze spopielałych
kości. W zrujnowanym domu na wyspie emerytowany detektyw znajduje nadpalone
ludzkie zwłoki. Zostaje z nich kilka kości, garść popiołu i, co
najdziwniejsze, zachowane stopy i dłoń. Wezwany rutynowo dla
potwierdzenia wypadku David Hunter odkrywa, że ofiara
została zamordowana. Ktoś z wyspy jest więc mordercą. Niewielu
mieszkańców, a wśród nich zbrodniarz. Kto? Dziennikarka Maggie,
dobroczyńca społeczności Strachan, jego żona malarka Grace, antypatyczny
sierżant Fraser, młoda hotelarka Ellen, rybak Guthri, kapitan promu
Kinross? Czy może ktoś zupełnie inny? Na niewielkiej, odciętej od świata
przez sztorm, wyspie nie wiadomo już komu można zaufać. Morderca
zaciera ślady, nie obawiając się popełnić kolejnych zbrodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz