wtorek, 5 lutego 2013

"Zapisane w kościach" - Simon Beckett

To druga część całej serii, której bohaterem jest David Hunter - wybitny antropolog sądowy, który wie o śmierci, jak się okazuje "prawie" wszystko, dzięki temu, że potrafi nakłonić zmarłych do zwierzeń.
Chyba oczekiwałam dużo więcej po tej książce, nie to, że jestem rozczarowana, po prostu bardziej zaskakująca była część pierwsza "Chemia śmierci". Ta również trzyma w napięciu, zostało stworzone stadium wszechogarniającego i paraliżującego strachu, czyli wszystko tak, jak być powinno.
Tym razem doktor David Hunter – jak zawsze wyrwany z własnych bolesnych przeżyć – ma odczytać historię przerażającej zbrodni ze spopielałych kości. W zrujnowanym domu na wyspie emerytowany detektyw znajduje nadpalone ludzkie zwłoki. Zostaje z nich kilka kości, garść popiołu i, co najdziwniejsze, zachowane stopy i dłoń. Wezwany rutynowo dla potwierdzenia wypadku David Hunter odkrywa, że ofiara została zamordowana. Ktoś z wyspy jest więc mordercą. Niewielu mieszkańców, a wśród nich zbrodniarz. Kto? Dziennikarka Maggie, dobroczyńca społeczności Strachan, jego żona malarka Grace, antypatyczny sierżant Fraser, młoda hotelarka Ellen, rybak Guthri, kapitan promu Kinross? Czy może ktoś zupełnie inny? Na niewielkiej, odciętej od świata przez sztorm, wyspie nie wiadomo już komu można zaufać. Morderca zaciera ślady, nie obawiając się popełnić kolejnych zbrodni. 
Jak w Chemii śmierci stajemy twarzą w twarz ze złem, wraz z bohaterem - człowiekiem, który zgłębił fizyczny proces śmierci, a mimo to nie jest ani o krok bliżej zrozumienia jej ostatecznej tajemnicy. Nie da się ukryć, że autor ma rzadki dar budzenia najgłębszych emocji. W niepowtarzalny sposób - pozornie beznamiętnie relacjonuje fakty, zdarzenia i chemiczne zjawiska - obezwładnia mroczną przejmującą poetyką, gdzie ludzkie uczucia współgrają z nieprzyjazną i groźną przyrodą. Dlatego sięgnę po kolejną, trzecią część i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz