Właśnie dobiegł końca 3. sezon "Gry o tron" dla fanów tego serialu 9 odcinek na pewno był szokujący, szczególnie dla tych, którzy nie czytali książki George'a R.R. Martina. Powiem szczerze średnio mnie ten sezon wciągnął, od samego początku. Dla mnie wygląda to tak, jakbyśmy przez 8 odcinków czekali na wielkie Wow! No i stało się było ogromne WOW, które zupełnie zmieni bieg wydarzeń w sezonie 4. A cały sezon 3. znowu kończy się bardzo przeciętnym odcinkiem, bo do przewidzenia było, że po scenie, w której ginie Robb Stark, jego matka i niemal
wszyscy najbliżsi sojusznicy, oczekiwania wobec finału będą bardzo duże.
Cecha, która definiuje "Grę o tron", to wielowątkowość. Dlatego w tym sezonie działo się bardzo dużo, dobre momenty przeplatały się z gorszymi. Rewelacyjna scena słownego
starcia Tyriona i Joffreya kontra Ramsay jedzący kiełbasę. To w pewnym
sensie najlepsze podsumowanie całego sezonu, który dostarczył wielu dobrych scen - atak smoków i podbój Astapor,
wspinaczka na Mur, Tyrion kontra Tywin, Krwawe Gody, sztuczki
Margaery (niestety zmarginalizowanej w miarę upływu czasu), bunt Nocnej
Straży i tak dalej. Najgorszym ze wszystkich wątków był wątek Theona,
który tak dla mnie, jak i dla niego był wielką torturą, skutecznie ciągnął
się przez 10 odcinków, mam nadzieję, że misja ratunkowa jego siostry w 4
sezonie tyle nie potrwa. Materiał
źródłowy serialu nie pozwala na większe odejście od wielowątkowości, jednak momentami ma się wrażenie, że odcinki 3. sezonu były
sklejone na siłę, jak mało pasujące do siebie fragmenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz