Niestety moje odczucia są negatywne. Niewiele jest w tym komedii, poziom dowcipów nie wykracza poza przeciętność. Trener bardzo osobisty nie był wcale taki osobisty. W pewnym momencie stwierdziłam, że reżyserowi skończył się pomysł na ten film. Nie ujmując Gerardowi Butlerowi, który jest nieziemski i nawet w tym kiczu mu do twarzy. Wcielił się w rolę emerytowanego piłkarza, który ma za sobą karierę w wielkich
europejskich klubach i rozbite małżeństwo. Doszczętnie spłukany rusza do Stanów Zjednoczonych, gdzie szuka nowych możliwości
kariery (marzy mu się bycie telewizyjnym dziennikarzem) i próbuje wrócić
do łask kilkuletniego syna. Przyjęcie
roli trenera dziecięcej drużyny piłkarskiej, w której gra syn, okazuje się dobrym sposobem na zaciśnięcie rodzicielskich więzów. Jednak przysparza również wiele problemów. Gdy George robi użytek ze swojego seksownego szkockiego
akcentu w chwilę później zachwycają się nim nie tylko kopiące piłkę
dzieciaki, ale też całe stado pobudzonych matek, które mizdrzą się do
niego na treningach, otwierają drzwi kariery i pchają do łóżka. Rzeczywiście 30 minut filmu człowiek czeka, aż się zacznie rozkręcać, czy romans, czy wiele romansów, czy cokolwiek, a tu zonk: powrót do przeszłości. Na jaw wychodzi, że George ciągle kocha swoją byłą żonę, która ma wyjść za mąż, co oczywiście nie dochodzi do skutku. Nie takiego filmu się spodziewałam. Słaby, nawet bardzo słaby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz