sobota, 12 lipca 2014

"TRANSFORMERS" - WIEK ZAGŁADY

Jeśli spodziewacie się po tym filmie, skomplikowanej fabuły i czegoś co trzyma ten film w pewnych ramach, to niestety muszę Was rozczarować. Transformers 4 to kolejna część serii o autobotach, samochodach które mają tą mega moc przeobrażania się w roboty, które w tej części trafiły na czarną listę i są ścigane przez ludzi, których wspiera tajemniczy przybysz z kosmosu, posiadający niemałą wiedzę i armię. 
Miłośnicy efektów specjalnych będą mieli pole do uciech i radości, ponieważ wybuchom i eksplozjom nie ma końca i chyba tylko dlatego, lubię te filmy. Zabrakło mi aktorów z 1, 2, czy 3 części i jeśli Wahlberg został obsadzony do tej roli, by wzrosła oglądalność, to moim zdaniem była to zła decyzja. 40 - sto letni chłopiec z marzeniami o tym, że pewnego dnia osiągnie coś wielkiego, który ledwo wiąże koniec z końcem i jest nadopiekuńczym ojcem. Ponadto nie pasujące do niczego sentencje rdzennych amerykanów, wpychanie w usta postaci metakomentarzy o tym, że dzisiejsze kino to, powrót kolejnych sequeli i remake'ów. No ja przepraszam, a ten film, to niby co jest? Reżyser, Michael Bay albo ma mega tupet, albo nie dostrzegł podobieństwa z części 1, 2, 3. Poza tym cała masa złych autobotów, co w efekcie daje brak jakiejkolwiek rozpoznawalności, druga połowa filmu to ewidentna reklama Chin. I gdyby to wszystko zmieściło się w 120 minutach, to można byłoby wysiedzieć w kinie bez przekładania nogi na nogę, ale 160 minut, to niemiłosiernie długo. Jedyne co mnie urzekło w tym filmie to świetna muzyka, którą skomponował Steve Jablonsky. Posłuchajcie sami: 



Zapowiedzi nowych filmów w kinie:
"HERCULES"


"LUCY" - może być naprawdę dobry.


"MIASTO 44" - kino polskie, ale naprawdę zapowiada się, jak amerykański film wojenny.


czwartek, 3 lipca 2014

O filmie "Ona" - Polecam!

Naprawdę bardzo przypadł mi do gustu, dlatego M. dziękuję:). Jest bardzo prawdziwy, trochę niepokojący dla wirtualnej miłości, która staje się łatwiejsza, piękniejsza, wygodniejsza. 

Świetna gra Joaquin'a Phoenix'a (który w tej roli zyskał w moich oczach, jakoś nie bardzo tolerowałam go w "Gladiatorze", ale zrobił kuku samemu Russelowi Crowe, więc nie ma się co dziwić), świetnym głosie Scarlett Johanson i aktorce niby drugiego planu Amy Adams, która tutaj momentami wychodziła na plan pierwszy.


Świetny pomysł na scenariusz, o którym trzeba pomyśleć "tego jeszcze nie było", jest ciekawy, na tyle ciekawy, że się go chłonie. Każde zmiany wyprzedzały moje przewidywania, wszystko składa się w jedną całość jest logiczne i wydające się tak realne w dobie obecnego postępu technologicznego. Ta myśl, tego lepszego, wirtualnego świata, czasami była przerażająca.


Poza tym praca Theodora, człowieka, który na zamówienie pisze listy, kto by nie chciał tak pracować? Główny bohater jest osobą z innej bajki, tacy ludzie nie zaznają nigdy szczęścia w naszej rzeczywistości, zbyt uczuciowy, zbyt wrażliwy, może trochę zbyt ckliwy, zagubiony, nie potrafiący stworzyć normalnego związku. Z tego względu decyduje się na wirtualny związek z komputerem, a właściwie głosem, który nie ma ciała, i chyba też uczuć, za to świetnie je udaje.


Cała historia jest pretekstem do opisania ludzkiej natury, można dostrzec pewien schemat uczuć, potrzebę bliskości i zrozumienia przez drugą osobę. Daje na pewno do myślenia, że relacje z bliskimi nie układają się, bo zawsze sprawdza się zasada: "każdy myśli o sobie". Mimo, że jesteśmy stworzeniami stadnymi, każdy w tym stadzie stawia siebie na pierwszym miejscu. Gdy Theodore dowiaduje się, że nie jest sam, że "Ona" darzy być może takimi samymi uczuciami, sześciuset innych obywateli tego świata, dla niego ten związek się kończy.

Film przekazuje uniwersalną prawdę, że chociaż świat się rozwija, idzie do przodu, wszystko się zmienia, to uczucia ludzkie są niezmienne, zawsze będziemy podatni na zranienie, delikatni, ale też egocentryczni. Brak otwarcia i zrozumienia nie doprowadzi do stworzenia dobrego związku, powoduje tylko wzajemne ranienie się. Nikt, nigdy nie znajdzie substytutu miłości.

wtorek, 1 lipca 2014

O płycie - Grzegorza Hyżego "Z całych sił"

Płyta zawiera 10 charyzmatycznych utworów, śpiewanych przez nie mniej charyzmatycznego Grzegorza Hyżego. 
1. Na chwilę
2. Pusty dom
3. Dług
4. Wstaje
5. Naucz mnie
6. Drgania
7. Zagadka
8. Świt
9. Wdech
10. Lost in You
Finalista programu X-Factor mnie bardzo zaskoczył, w programie był dobry, ale nie najlepszy, natomiast tę płytę uważam za rewelacyjną, ponieważ ma szansę odświeżyć oblicze polskiego Popu. 
W brzmieniu słychać doskonałe poczucie rytmu, niepokojąco hipnotyzujący wokal, a przede wszystkim jasno określony pomysł na własną twórczość – to wszystko sprawia, że Grzegorz Hyży debiutuje albumem, jakiego nie powstydziłby się nie jeden bardziej doświadczony artysta.
Za muzykę oraz produkcję albumu „Z całych sił” odpowiedzialny jest Tabb (Bartosz Zielony) – jeden z najbardziej nowatorskich i świeżo brzmiących producentów w Polsce. Ma na swoim koncie produkcję płyt:  
- „Ważne” Mezo i Kasi Wilk,
- „Małe rzeczy” Sylwii Grzeszczak.
Każda piosenka ma niebanalny tekst, które oprócz wokalisty napisali m.in. Wojciech Łuszczykiewicz, Kamil Durski z zespołu Lilly Hates Roses, czy wreszcie Karolina Kozak (autorka tekstów m.in. na płytę Dawida Podsiadło). Wynikiem tej współpracy jest wyjątkowy zestaw brzmienia, śmiało wyznaczający nowe kierunki na polskim wymarłym dla mnie rynku muzycznym.
Historią opowiedzianą na tym albumie jest niespokojna podróż przez rozmaite emocje… Nastrój płyty nieustannie balansuje pomiędzy patrzeniem z nadzieją w słoneczną przyszłość, a trudną próbą rozliczenia się z bolesną przeszłością. Te piosenki pomagają zapomnieć, o tym, co się zdarzyło, ale też jak uwierzyć w to, co jeszcze przed nami. A wierzyć – jak twierdzą twórcy albumu – musimy „z całych sił”.

Mój ulubione utwory to: "Naucz mnie", "Dług".