piątek, 26 września 2014

"Miasto 44" - słaba lekcja historii...

Nie ukrywam, że mam problem żeby ocenić ten film i przyznaję, że niestety więcej jest minusów, niż plusów. Film Jana Komosy miał we współczesny sposób opisać wydarzenia, które rozegrały się w czasie Powstania Warszawskiego. To miała być lekcja historii, chociażby cząstkowa. Tymczasem, zobaczyłam przerysowane sceny, niczym z amerykańskiego kina, mowa tu o "slow motion" i "dubstepy", które moim zdaniem nijako pasowały do tej tematyki. Naprawdę zabawnie wyglądała scena pocałunku dwójki głównych bohaterów, w tle przelatujących obok nich pocisków, lub scena erotyczna rozegrana w dubstepowym rytmie utworu Skrillexa, by zaraz potem zaśpiewał dla wszystkich Czesław Niemen w utworze "Dziwny jest ten świat", jeśli kogoś, któraś z tych scen porwała, to szaaaaaaaaaaa...... Scena przejścia kanałami rozbawiła mnie prawie do łez, miałam wrażenie, że oglądam amerykański horror klasy G, w którym to ściany uginają się by osaczać swoją ofiarę. Jak dla mnie w filmie tym zabrakło sensownych dialogów, które pozwoliłyby przeżyć okrucieństwo II wojny światowej. Wszystko to za sprawą zbyt okrojonej fabuły, która tu, ma się wrażenie jest za bardzo poszatkowana i sklejona do "kupy", tak na potrzebę chwili, dlatego nie możemy tutaj mówić o jakiejkolwiek spójności. Filmu tego nie ogranie żaden polski widz nie znający historii, dlatego nie uważam by była to odpowiednia lekcja dla nastolatków. Nie wspomnę, że zagraniczny widz będzie miał jeszcze większy problem ze zrozumieniem sensu Powstania Warszawskiego, bo te pytania nasuwały się podczas oglądania nawet mi. Jeśli scena śmierci rodziny Stefana ma zobrazować rzeź Woli, w której zginęło 60 tyś. ludzi, to jest to źle przedstawiona wizja rzezi. Tak naprawdę dopiero druga połowa filmu oddaje rażący obraz wojennej rzeczywistości, stosy zabitych ciał, cała rzesza rannych, umierających, pozostawionych samych sobie straceńców, czekających tylko na śmierć. 
Cieszy gra młodych aktorów polskiego kina, na uznanie tutaj zasługuje na pewno gra głównego bohatera, Józefa Pawłowskiego wspomnianego wcześniej Stefana, który na początku ma jakiś charakter, potem niestety się rozmył, by przez drugą połowę filmu zachowywać się jak Zombi - rozumiem, że to był zamysł albo scenarzysty, albo reżysera. Większość krytyków zachwyca się grą niepełnoletnią jeszcze wtedy Zofii Wichłacz, pseudonim w filmie "Biedronka". Niestety mi nie przypadła do gustu, mam jednak nadzieję, że wyrośnie z rażącej maniery, bo jak na razie jest to aktorka jednej wciąż tej samej zatroskanej miny, oby nie była to druga Kristen Stewart ze "Zmierzch". Za to bardzo przypadła mi do gustu Anna Próchniak "Kama", nie tylko dlatego, że jest bardzo ładna, ale dlatego, że pokazała i charakter i zadziorność.
Ten film można też rozpatrywać z innej strony, jeśli miała być to kronika Powstania Warszawskiego oglądanego przez trójkę przypadkowo w nie wplątanych dzieciaków, to tym właśnie jest. Główni bohaterowie są bardziej "dyspozytorami spojrzenia", czyli osobami oczyma, których patrzymy na ekranowy świat, a tak naprawdę główną rolę odgrywa bohater zbiorowy, co zgodnie z tytułem filmu wskazuje na Miasto 44.
Mimo tych wszystkich negatywnych odczuć polecam, chociażby tylko dlatego, że jest to jeden z 20 filmów, jakie powstały w polskiej kinematografii w tym roku.