piątek, 3 października 2014

"Into the wild" - w reżyserii Sean'a Penn'a

Reżyserem filmu jest Sean Penn, obejrzałam go z dużym zaciekawieniem i mam bardzo mieszane uczucia. Jestem na TAK!, gdyż jest ucieczką od tego wszystkiego, do czego współczesny człowiek dąży, a na pewno pokazuje czemu się poddaje. A dzisiejszy człowiek postawił sobie za cel: bycie celebrytą, pogoń za pieniądzem, sukcesem, sławą. Jestem na NIE!, ponieważ dla mnie to niestety kolejne, stracone, dobrze zapowiadające się młode życie, niby manifest, ale tak naprawdę czego?
Historia od początku do końca oparta jest na faktach: młody chłopak, który ma przed sobą świetlaną przyszłość, w którego rodzice zamierzają zainwestować pieniądze, tylko po to, by jego start w przyszłość, był lepszy niż ich samych. On sam decyduje się na ucieczkę w pogoni za odnalezieniem swojego miejsca na ziemi i egzystencję z przyrodą. I wszystko byłoby cudownie, gdyby jego misja nie zakończyła się tragicznie. Chęć postępowania według swojej ideologii, tutaj się nie sprawdziła. W bezsensowny dla mnie sposób pozbawia się życia, robi to niestety nieświadomie, aczkolwiek pewne sytuacje są do przewidzenia. Tym samym przyczynił się do ogromnego bólu rodziców, którzy zrozumieli swój błąd i byli skłonni się zmienić. A ten chłopak przesłodki, w każdym wzbudzał pozytywne emocje, każdy chciał się nim zaopiekować. On sam niestety nie był w stanie dzielić swojego szczęścia z nikim, bo nie zdążył odkryć jeszcze, że "szczęśliwym jest się tylko wtedy, gdy można je przeżywać z drugą osobą", dlatego człowiek powinien tęsknić za szczęściem.
Historia jest opowiedziana w naprawdę interesujący sposób, możemy zaobserwować przejście człowieka przez wszystkie etapy zachowań: strach, przerażenie, samotność, radość. Reżyser uzmysławia widzowi, że wartością, której nie można kupić w sklepie, jest poczucie siły, a nie poczucie posiadania. Każdy tak naprawdę może wynieść z tego filmu odrobinę prawdy dla siebie. 
Uważam, że dzieciństwo ma bardzo duży wpływ na nasze późniejsze życie, kształtuje nas jako dorosłą już osobę, więc bardzo ważne jest, by było radosne i prawdziwe. Ale życie to nie jest scenariusz filmu, nie da się przewidzieć szczęśliwego happy end'u, tak jest i tym razem.
Najbardziej podobał mi się wątek ze starszym panem "dziadkiem", tworząca się nić porozumienia między młodym a starym człowiekiem była wręcz namacalna. Zeźliło mnie jedynie zakończenie i raczej dziwne podejście do życia. Tak natura! Tak wolność! Tak swoboda! Ale mówię nie głupocie, która wynikała z niedoświadczenia, hardości i nie do końca przemyślanego działania, które doprowadziło do naprawdę fatalnego końca, smutne, ale niestety prawdziwe.
Ten film porusza wiele problemów ludzkości. Na pewno uzmysławia nam fakt, że jesteśmy bardzo maluczcy względem miejsca, w którym wszyscy się znajdujemy. Otaczający nas świat jest ogromny, a my jak te ziarnka piasku, w sensie dosłownym, zbyt bardzo starający się sprostać zadaniom stawianym nam przez rodziców, nauczycieli, ludzi, których spotykamy na swojej drodze życia. Z drugiej strony, gdyby nie ci wszyscy ludzie, których poznajemy i których mamy możliwość dopuszczenia do naszego świata, nie bylibyśmy, tu i teraz. Ponadto film pokazuje, jak bardzo zapominamy o widokach dnia codziennego, o górach, lasach, wodzie, powietrzu, wschodzącym i zachodzącym słońcu, tylko dlatego, że to wszystko po prostu jest odkąd my jesteśmy. Ale nasz świat to również my, nasze marzenia i dążenia, my go współtworzymy, starajmy się więc współtworzyć go zgodnie z jego przeznaczeniem.
A film polecam!