niedziela, 11 grudnia 2016

Kino - męskie?, chyba nie tylko...

Dzisiaj o dwóch filmach, które obejrzałam razem z moim Miśkiem, nie dlatego, że są przeznaczone tylko dla mężczyzn i musiałam się przy nich męczyć. Nie! Oba filmy mnie urzekły, mimo iż ich tematyka może podchodzić pod kino typowo męskie. Ja jednak nie podlegam pod tego rodzaju stereotypy, wychodzę z założenia, że wszystko jest dla wszystkich, trzeba tylko wiedzieć, jak z tego korzystać:)
Jeden z tych filmów to "Gran Torino", którego reżyserem i głównym bohaterem jest Clint Eastwood. Historia opowiada o starszym panu, Walcie Kowalskim, któremu zmarła żona, a dzieci z chęcią umieściłyby go w jakimś spokojnym miejscu. Dziadek jednak nie jest wcale skory do tego typu zmian, jedna mu w zupełności wystarcza. Walt to człowiek nie starej daty, ale starej szkoły, szkoły z zasadami. Jako weteran wojny w Korei i zapiekły rasista z krwi i kości o stalowej woli, żyje w świecie, który nieustannie ulega zmianom. Mieszka na osiedlu, gdzie właściwie większość białych już dawno zmieniła miejsce zamieszkania. Teraz to dzielnica imigrantów, którzy niekoniecznie dbają o swój przybytek. Jak przystało na starca jest dość zrzędliwy, cyniczny, ale i prawdomówny, jak to się mówi: "wali bez ogródek", a nie wszystkim to się podoba. Nie oszukujmy się, nie podoba się to nikomu. Z tego pewnie powodu jego kontakt z dziećmi jest bardzo słaby, na tyle słaby, że właściwie nic o nich nie wie, bo nigdy żadnej szczerej rozmowy nie było. Jednakże, mimo to Walt, to bardzo pozytywna postać. Postać, która skłania do zadumy, którą skłonni bylibyśmy naśladować. Zostaje zmuszony przez sąsiadów - imigrantów, którzy wraz ze swoją rodziną wprowadzili się po sąsiedzku, do trudnej konfrontacji z własnymi zadawnionymi uprzedzeniami. A wszystko zaczyna się od klasycznego samochodu Kowalskiego - Gran Torino z 1972 roku. W 1976 roku całkowicie zaprzestano produkcji tego modelu, którym wówczas poruszała się klasa średnia, teraz to rodzynek wśród amerykańskich modeli samochodów, którego wartość na rynku przekracza 90 tyś. dolarów. 
A wracając do Walta, starszy pan pokazuje grupie zbirów z dzielnicowego gangu, co to jest sprawiedliwość i jak trzeba o nią walczyć. Nam może dać to do myślenia, po pierwsze: jeśli czegoś nie zrobisz sam, nikt za ciebie tego nie dokona, a po drugie: w życiu ważne są zasady i ważne, żeby je mieć. 
Ciekawostka: po zakończeniu kręcenia filmu Clint Eastwood zakupił samochód (zdjęcie poniżej), który był jednym z bohaterów w filmie, na własny użytek, gdyż samochód ten pod maską ma kilku litrowy silnik, nie spodziewajcie się, więc dzikich pościgów tym cackiem. W sam raz dla starego Clinta, do niedzielnych przejazdów przez miasto.



Drugi film to "Prawdziwa historia" w roli głównej: Sir Anthony Hopkins, który jak twierdzi w wywiadach, to jego najlepsza rola. Ja się z tym jednak nie mogę zgodzić, gdyż dla mnie odkąd pamiętam to jedyny i niepowtarzalny "Hannibal Lecter". W filmie mowa tym, również o maszynie, ale za to jakiej. Jedynym, niepowtarzalnym, motocyklu INDIAN, wyprodukowanym przez najstarszą, amerykańską markę motocyklową, która powstała w 1901 roku, dwa lata przed najsłynniejszą marką Harleyem Davidsonem.
"Prawdziwa historia" to naprawdę prawdziwa historia o Herbercie Jamsie "Burt" Munro, nowozelandzkim konstruktorze, kierowcy i motocyklowym rekordziście prędkości. To również historia o własnych nigdy nie zrealizowanych marzeniach, o wyrzeczeniach i poświęceniu, a także wytrwałości w dążeniu do celu. 
Kolejny starszy pan, który przez wiele lat w swoim małym warsztaciku zajmuje się modyfikacją motocykla Indian Scout z 1920 roku. Stopniowo modyfikuje silnik z początkowych 600 cm do 950 cm. Wytwarza przy tym własnoręcznie elementy silnika, takie jak tłoki, zawory, modyfikuje też głowicę silnika, przenosząc zawory z boku cylindrów. Motocykl Indian nosił nr 627, Munro był jego właścicielem od nowości, w momencie wypuszczenia z fabryki jego konstrukcja pozwalała na osiągnięcie prędkości maksymalnej do zaledwie 89 km/h.
Po co on to robił?
A no po to, żeby pobić rekord świata w prędkości na słynnej, gładkiej powierzchni wyschniętego jeziora Bonneville w Ameryce Północnej, w jednym z niewielu miejsc na Ziemi, gdzie można zobaczyć krzywiznę horyzontu, gdzie temperatura sięga powyżej 49 stopni Celcjusza. 
Aby się tam dostać Burt musi przebyć długą drogę, pełną niewyobrażalnych zdarzeń. Na szczęście trafia na odpowiednich ludzi, którzy darzą go życzliwością, gdyż starzec ten posiada dużą charyzmę, a także uporczywy charakter, bez którego z pewnością nie zaszedłby tak daleko. Dzięki temu udaje mu się dostać do Stanów, a także wziąć udział we sławetnym wyścigu, w którym to pobija rekord osiągając prędkość 295,44 km/h, a jego motocykl liczy sobie wtedy 47 lat. 
W momencie ustanowienia rekordu Burt miał 68 lat, był już godziwej treści starszym panem, a droga znajdująca finał na linii startu w Bonneville, jest tak naprawdę początkiem całego "planu", dla którego moment czucia prędkości, wiatru we włosach i mimo wszystko bólu, jest esencją życia i ostatnią rzeczą, po której mógłby spokojnie odejść...
Poniżej rzeczywiste zdjęcia Burta Munro i jego Indiana.


Ps. Na coś te chłopy się jednak przydają...:)


Moja ocena
10/10

czwartek, 15 września 2016

"Zanim się pojawiłeś" - bo w życiu nie można wszystkiego kupić...

Mimo, że to typowy melodramat, gatunek filmowy od jakiego stronię, ten film mnie rzeczywiście ujął, wkurzył, rozczulił. 
Urocza dziewczyna + piękny chłopak = niemożliwe szczęśliwe zakończenie. 
Jest to jeden z amerykańskich filmów, gdzie nie ma mowy o happy endzie. Szkoda, bo myślę, że tę parę czekało wiele dobrego mimo, ułomności z jaką przyszło się zmierzyć głównemu bohaterowi. Will "pan świata", zdobywca niemożliwego, pasjonat życia i wszystkich przyjemności, jakich można byłoby pozazdrościć, zostaje nieszczęśliwie potrącony przez motocyklistę. Staje się niepełnosprawnym, tak, iż nie może ruszać żadną częścią ciała. Dla młodego człowieka, który kocha życie jest to niewątpliwie tragedia. Mimo posiadania dużej ilości pieniędzy, które na pewno umożliwiłyby mu rehabilitację i dostatnie życie, postanawia je zakończyć z godnością poddając się eutanazji. Rodzice Willa nie mogą się jednak pogodzić z jego wyborem, podejmują walkę o jego życie. Postanawiają zatrudnić osobę, która umili mu życie, która nawiąże z nim kontakt, może nakłoni do zmiany zdania. Pojawia się ona Lou, nie kto inny, jak nieustraszona "matka smoków" z "Gry o tron". Tutaj jednak zachwyciła mnie całkowicie swoim urokiem osobistym i dziewczęcością, przepięknym uśmiechem i dobrocią serca. Nic dziwnego, że rozkochała w sobie Willa, jednak nie na tyle, by odwieźć go od postanowienia. Początki ich są bardzo trudne, Will wymaga stałej opieki, doglądania, pomocy specjalistycznej, a do tego potrzebna jest wiedza, której Lou brakuje. Dziewczyna nadrabia wszystkie braki swoim niesamowitym wdziękiem i pozytywnym nastawieniem do życia. Will na początku ich znajomości jest bardzo zamknięty, co sprawia, że Lou chce odejść z pracy. Po jakimś jednak czasie para ta znajduje wspólny język. Ujmuje go w niej, pozorna niezaradność, niestandardowy gust, oraz chęć pomocy innym, nawet kosztem swojego szczęścia. Will zaraża dziewczynę pragnieniem poznawania świata, oraz koniecznością rozwoju, co jej umożliwia, ofiarując jej znaczną kwotę pieniędzy, która to trafia na jej konto, wraz z ostatnim listem od Willa, w które wyznaje jej miłość.
Widza na pewno zirytuje fakt, że chłopak się poddał, zrezygnował, nie dał szansy szczęściu. Z drugiej zaś strony trudno się mu dziwić, że zakończył swoje życie. Egoista? Może, ale kto z nas chciałby zmierzyć się z takim kalectwem. Ludzie nie są jeszcze gotowi na takie przypadki, nie są przystosowani do tego, by móc traktować niepełnosprawnych, jak sprawnych, a w życiu nie można wszystkiego kupić, na pewno nie można kupić zdrowia.
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o świetnie dobranej muzyce, nie tylko jednym utworze, ale całej masie dobrej muzyki. Poniżej tylko trzy, z naprawdę wielu fajnych kawałków.




Moja ocena
7/10

niedziela, 4 września 2016

"CHEMIA"...................................

Tytułowa "Chemia" to ta, od której każdy człowiek chciałby uciec. Móc uciec przed chorobą, znaczy być szczęśliwcem. Niestety tak niewielu z nas docenia stan wolności naszego ciała, które nie musi codziennie zmagać się z pasożytem, który zagnieździł się w ciele i sobie w nim bezczelnie poczyna. 
Prawie nikt nie cieszy się z prostych czynności, które sprawiają, że nasze życie jest normalne. Dla człowieka, który nie choruje to, że śpi, je, chodzi do pracy, rozmawia z innymi ludźmi, nie jest niczym nadzwyczajnym. Dla człowieka chorego, mam na myśli tutaj choroby złożone, które atakują i niszczą organizm do granic jego wytrzymałości, wszystko jest problemem, najprostsza czynność staje się nie do zrealizowania samemu. Pomoc najbliższych jest wtedy niezbędna. 
Ten film opowiada o szalonej miłości, o życiowych trudnościach, o chorobie, która wygrywa, każdą rozgrywkę, i o tym, że w którymś momencie należy odpuścić i pogodzić się z tym co nieodwracalne. Właśnie z tym ostatnim trudno jest się zgodzić, powiedzieć: "OK, niech się dzieje wola nieba". 
"Chemia" to konieczność walki z nowotworem, jest szansą na wyleczenie, szansą na dalsze życie, jedyną możliwą drogą, jeżeli chce się żyć. Film powstał na kanwie wydarzeń z życia Magdy Prokopowicz, założycielki Fundacji Rak'nRoll.
Lena i Benek, główni bohaterowie, są jak wycięte z baśni postacie, balansujące na granicy życia i śmierci. On nie chce żyć, bo nie widzi w nim sensu, ona nie ma szans na długie życie przez wzgląd na chorobę, która nie daje żadnych złudzeń. Zakochują się w sobie i zaczyna się walka, spowodowana poczęciem nowego życia, to początek nowego wspólnego bycia. Wielka determinacja i odwaga tej kobiety, która już na początku traci obie piersi, jest naprawdę godna podziwu. Młoda kobieta bez atrybutów kobiecości z wielkim brzuchem, musi przeżywać wewnętrzne piekło. Jedno nie idzie w parze z drugim, a jednak to się dzieje. Znajduje się lekarz, który podejmuje się leczenia i daje nadzieję, która długo gości w sercu młodej matki. Niestety wraz z upływem kilku długich i trudnych lat, które wypełnione są leczeniem, nie ma dla niej szansy. Nie ma szansy dla tej rodziny, która zostaje wypalona przez zasiedzenie cierpienia.
Mnie poruszyła postawa Benka, mężczyzny, który asymiluje się całkowicie z sytuacją, jak i z główną bohaterką. Goli głowę na łyso, gdy jej wypadają wszystkie włosy, jest wsparciem i podporą, opiekuje się dzieckiem, stara się zrozumieć, stara się pomóc, wesprzeć, stara się nie przeszkadzać, a i tak, to wciąż za mało. Jest idealnym partnerem na przetrwanie takiej próby, na przejście przez to razem, bo nikt nie chce umierać sam...mimo, że robi to sam.
Całość dopełnia super muzyka, wklejona w kawałki filmu, muzycy grają swoje role, będąc obecni w scenach. Bardzo dobrze się to ogląda, mimo takiej mieszanki scen. Utwory wykonuje jeden z moich ulubionych zespołów tego pokolenia: Mikromusic. Oto jeden z nich:


Film trudny, film smutny, film prawdziwy, film dobry.

Moja ocena
7/10

czwartek, 18 sierpnia 2016

"Most Nad Sundem" - Sezon I

Dobrnęłam do końca pierwszego sezonu serialu szwedzkiej wersji "The Brigde", już jakiś czas temu, ale dopiero teraz mam okazję Wam o nim opowiedzieć. W oryginalnej wersji tytuł tłumaczony jest, jako: "Most nad Sundem", jeśli ktoś by nie wiedział, most ten istnieje w rzeczywistości i jest najdłuższym mostem na świecie łączącym dwa państwa, stolicę Danii - Kopenhagę ze szwedzkim Malmo. Jego długość wynosi 7845 m, przebiega nad cieśniną Sund.
Szwedzka policjanta Saga i duński inspektor Martin przypadkowo przyjeżdżają do jednej sprawy, każdy z nich należy do policji po swojej stronie mostu. Okazuje się, że znaleziono zwłoki dokładnie na granicy mostu i że popełniono co najmniej dwa morderstwa, gdyż górna część ciała należy do polityka pochodzącego z Kopenhagi, a dolna część to prostytutka pochodząca z Malmo.
Mnie zachwyciła oczywiście mroczność tego serialu, obraz bez totalnie optymistycznych kolorów, szary aż do bólu. Ciekawie utkana zagadka, która zatacza krąg trafiając do najbardziej zaangażowanego w to człowieka, który nawet w najmroczniejszym śnie nie podejrzewałby, że może chodzić o niego. Do tego rewelacyjnie sparowana para policjantów, którzy są całkowicie odmiennymi charakterami. Saga jest kobietą wypłukaną z jakichkolwiek uczuć i jest to dla niej tak oczywiste i naturalne, że nie robi na niej wrażenia, dosłownie nic. Martin to przedstawiciel uczuciowego szczepu mężczyzn, którzy szybko przechodzą do czynów, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zetknięcie z Sagą jest dla niego na początku akcji traumatycznym przeżyciem, czuć dużą niechęć ich obojga do siebie nawzajem. Później jednak okazuje się, że para ta świetnie się rozumie i dogaduje. Oboje są bardzo dobrymi policjantami, dlatego wspólna praca staje się dla nich przyjemnością, a rozwiązanie zagadki im obojgu spędza sen z powiek. 
W sieci krążą różne opinie na temat tego serialu, mi jednak się podobał, do tego rewelacyjna muzyka i pełnometrażowe zdjęcia tworzą naprawdę dobrze zgraną całość. 

Ps. Sezon II czas rozpocząć...

Moja ocena
6/10

środa, 27 kwietnia 2016

"Ostre przedmioty" G. Flynn

Historia jest naprawdę chora. Strach się bać! Nasuwa się pytanie co inspiruje pisarkę, ale mam nadzieję, że to źródło długo nie wyschnie. W książce tej normalne sytuacje często nabierają patologicznego, wręcz surrealistycznego wydźwięku. Całe miasteczko jest, jak z piekła rodem, a ludzie tam mieszkający przejawiają negatywne zachowania.
Mistrzostwo w tworzeniu postaci i ich relacje międzyludzkie. Widać, że Flynn nie wierzy w istnienie grzecznych dziewczynek z dobrych domów. Stworzyła antypatyczne, toksyczne, ale i piekielnie interesujące kobiety, które w tej książce rządzą, mężczyźni natomiast, są tylko nic nieznaczącym dodatkiem. Kobiety te potrafią być kochające, czułe, prawdziwe "opiekunki domowego ogniska", które ukrywają swoje prawdziwe oblicza. Chore umysły, matek, żon, córek, koleżanek, to one i ich portrety psychologiczne wiodą w tej książce prym. Między innymi zostaje opisana choroba zwana "Zespołem Munchhausena", polegająca na wywoływaniu u siebie objawów somatycznych w celu wymuszenia na personelu medycznym hospitalizacji. Pacjenci domagają się operacji chirurgicznych w celu deformacji zdrowego organizmu. Istnieje również "Zastępczy zespół Munchhausena", który dotyczy wywoływania objawów chorobowych u osób trzecich, np. u dzieci. Na ten zespół cierpią w dużej mierze matki, które albo wzmacniają istniejące dolegliwości, albo powodują objawy w identyczny sposób, jak w przypadku zespołu Munchhausena. Często choroba ta nie zostaje rozpoznana i dobrze zdiagnozowana, bo przez społeczeństwo odbierana jest, jako zatroskanie matki, której dziecko po prostu choruje.
Główną bohaterką książki jest Camille, słabo radząca sobie z rzeczywistością, młoda dziennikarka, o nieprzeciętnej urodzie, która pokrywa swoje ciało napisami, wyrytymi własnoręcznie, używając do tego ostrych przedmiotów, obecnie w stanie ciągłego upojenia alkoholowego. Stąd też wziął się tytuł książki, autorka sięga po nóż, naciska ostrzem, po czym zagłębienie pęka i ujawnia całą zgniliznę ludzkiej osobowości. Jest to studium dojrzewającej, rozwijającej się kobiecości, która zostaje wypaczona przez środowisko. Dziewczyna zostaje wysłana przez wydawcę niesionego wizją odkrycia zabójstwa dwóch małych dziewczynek, do Wind Gap, miasteczka skąd pochodzi i gdzie nadal mieszka jej rodzina. Miejsce to zostaje przez autorkę zdeformowane, zniekształcone, momentami czuje się niesmak powieści, która w swej budowie przypomina koszmar. Zarówno miejsca, jak i ludzie są upiorni. Dorastanie w tym miejscu jest bardzo trudne, bo przecież zawsze wygrywa silniejszy, a odmieńcy zostają zgładzeni przez posiadaczkę drogich ciuchów i wysokich obcasów. Camille z niechęcią zatrzymuje się w rodzinnym domu, w którym wracają wspomnienia o zmarłej, schorowanej siostrze. Obecnie mieszka w nim jej przyrodnia siostra Amma, która szerzy terror wśród swoich rówieśniczek, będąc przy tym słodką dziewczynką, rozkapryszoną do granic możliwości, bogatą pannicą, która wraz z przyjaciółkami używa życia. Nie obce są im nieograniczone używki, przemoc, cielesność, ciągłe imprezy, psychiczne znęcanie się nad słabszymi, które naprawdę mrozi krew w żyłach. Matką tych dwóch dziewczyn jest Adora, władcza, zimna, niedostępna kobieta, która udaje troskliwą i kochającą matkę, którą nigdy nie była. Odwieczny konflikt matka-córka, występuje i tutaj, ale jest dużo bardziej pokręcony, bo wszystkie te trzy panie zostały skrzywdzone, przez babkę, matkę, córkę, itd. 
Jest też i przystojny detektyw Richard Willis, który został przydzielony do odnalezienia sprawcy zbrodni. Wchodzi w kooperację z Camille i zostaje oczarowany, do tego stopnia, że podkochuje się w pięknej i inteligentnej dziennikarce, która mogłaby wreszcie zaznać trochę miłości, słowo to dla niej jednak pozostanie niepoznane. Niestety jej pokręcona psychika i skłonności nie pozwalają na kontynuację tej znajomości, a szkoda...
Sama intryga jednak nie powala z nóg, znika gdzieś w gąszczu kobiecej toksyczności. Czytelnik zapomina, co jest wątkiem głównym tej książki. Czytelnik nie upomina się już o odpowiedź, "kto zabił?". A szkoda, bo można byłoby przeciągnąć wątek i potrzymać nas w niepewności. 
Totalnie nie podobało mi się końcówka książki, gdzie autorka wykłada "kawę na ławę" w postaci streszczenia. Skondensowana akcja totalnie nie pasuje do tego rodzaju historii, nie tak, i nie w ten sposób. Moim zdaniem, tak utkane "bagno" powinno dłużej trzymać w napięciu. 

Moja ocena
6/10

niedziela, 17 kwietnia 2016

"Mroczny zakątek" - G. Flynn

Autorka książki to Gillian Flynn, która w Stanach Zjednoczonych jest bardzo znana i wielokrotnie nagradzana za swoją twórczość. Jej trzy bestsellerowe powieści kryminalne osiągnęły wielki sukces: "Ostre przedmioty" z 2006 roku, "Mroczny zakątek" z 2009 roku oraz "Zaginiona dziewczyna" z 2012, a dwie z nich to mega hity kinowe. 
Książka "Mroczny zakątek" jest moją pierwszą tej autorki, ale już znalazła się na wysokim miejscu w mojej klasyfikacji, ponieważ jest zarówno przerażająca, jak i realistyczna zarazem. Trudno uwierzyć, że cała masakra rodzinna to splot zbiegów okoliczności, który wydarzył się w jedną noc, która miała wpływ na los wielu osób, którzy połączeni zostali już na zawsze.
Po przeczytaniu ciśnie się na myśl wiele epitetów. Jednym z nich jest na pewno mrok. Mroczność dusz bohaterów jest iście filmowa, ale wierzę, że tacy ludzie istnieją, otaczają nas, jednocześnie zalewając nas swoim jadem, który jątrzy się w nich przez lata.
Drugi epitet to okrucieństwo, które nie przestaje mnie nigdy zadziwiać, mimo upływu moich lat nigdy nie przywyknę do tego, jak jeden człowiek wobec drugiego potrafi być bezduszny, bezlitosny, po prostu zły, a zło drzemie w każdym z nas i w mniej lub większym stopniu z nas wychodzi, w zależności od naszej siły jasności, która czasami ustępuje miejsce ciemności.
Kolejne sformułowanie to na pewno błędy młodości, które niewątpliwie ciągną się za człowiekiem już do końca jego dni. Raz źle podjęta decyzja może odcisnąć ogromne piętno na człowieku. W niewielu przypadkach sam poddaje się karze, żyjąc w przekonaniu, że na nią zasłużył. W większości jednak przypadków człowiek cały czas będzie uciekał, wmawiając sobie, że jest niewinny, to wypieranie ze świadomości, kiedyś znajdzie ujście i wyjdzie w najmniej nieoczekiwanym momencie.
Książka dotyka również innych bardzo istotnych kwestii. Bardzo wyraźnie pokazuje jak świat dzieci i dorosłych jest inny. Jak bardzo te dwa światy się od siebie różnią. Jak sprawy dorosłych wyglądają oczami dzieci i jak niewiele rodzice wiedzą o świecie swoich pociech. Faktem jest, że istnieje obustronne niezrozumienie, które sięga głębiej niż nam się wydaje.
Kolejną bardzo istotną kwestią, którą porusza ta książka jest siła przebaczenia. Przebaczenie ma możliwość zrealizowania się za czynny okrutne wtedy, jeśli osoba, której mamy wybaczyć jest jedyną naszą pokrewną duszą, lub jedynym członkiem rodziny, który chodzi po tej Ziemi. W innych przypadkach, bynajmniej dla mnie, przebaczenie nie ma racji bytu.
Po tym długim wstępie czas na książkę, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Cała akcja rozgrywa się na farmie w Kansas City w stanie Missouri w czasach wielkiego kryzysu w latach osiemdziesiątych.
Ben jest nastolatkiem członkiem wielodzietnej rodziny, na którą składają się: matka Patty, siostra Michelle, Debby i Libby, i wciąż powracający jak bumerang ojciec Runner. Rodzina żyje na podupadającej, zadłużonej farmie, która nie przynosi żadnych dochodów, jedynie zapewnia codzienne potrzeby żywieniowe gromadki dzieci. Pomaga im jedynie ciotka Diane, siostra Patty. Cała piątka żyje w nędzy, a potrzeby ich są ogromne. Ben, bo dla mnie On tu jest zapalnikiem całej tej sytuacji, jest jak na chłopca w jego wieku nadpobudliwy, zarówno seksualnie jak i emocjonalnie. Większość osób uważa go za dziwaka i stroni od jego towarzystwa. W jego kręgu kolegów i znajomych znajdują się dwie osoby, które nie powinny stąpać po Ziemi. Diondra dziewczyna Bena, to rozkapryszona, bogata smarkula nad którą nie mają kontroli jej rodzice, zbyt zajęci swoim życiem i ciągłymi wyjazdami. Trey, przyjaciel Diondry to chłopak, którego boi się pół miasteczka, bo swoją postawą i wyglądem napawa wielu jego mieszkańców grozą. Trójka ta spożywa wszelkiego rodzaju środki odurzające, zapijając je piwem, winem, czymkolwiek co jest w zasięgu ręki. Jednocześnie zabawiają się w wyznawców szatana, uprawiając przy tym dziwne rytuały satanistyczne z udziałem zwierząt.
Nadchodzi 3 stycznia 1985 roku, ten dzień wywrócił do góry nogami życie wielu bohaterów tej książki. Wówczas Libby, najmłodsza z Dayów ma siedem lat, jest jedyną, która tego dnia uszła z życiem, gdy na farmie rozgrywa się makabryczna walka o życie, każdego z jej członków. Gdy mordują jej matkę i dwie starsze siostry, Libby ucieka. Jej zeznania doprowadzają do skazania jej nastoletniego brata Bena na dożywocie.
Dziś, po 25 latach, Ben nadal odsiaduje wyrok, a Libby desperacko potrzebuje pieniędzy, gdyż piętno jakie odcisnęła na niej ta tragedia sprawia, że nie potrafi znaleźć żadnego sensownego zajęcia, które umożliwiłoby jej na normalną egzystencję. Kiedy więc członkowie stowarzyszenia, które rozwiązuje zagadki makabrycznych zbrodni, uznają, że Ben został niesłusznie skazany, proponują Libby pieniądze w zamian za dotarcie do ludzi, którzy, wtedy odegrali ważną rolę, ale którzy nigdy w sprawie nie zostali przesłuchani i którzy w dziwnych okolicznościach zniknęli. Libby nie może się nie zgodzić. Musi poradzić sobie z demonami przeszłości, ocenić co faktycznie pamięta z tamtej nocy, a co mówiono jej w trakcie śledztwa i, co próbowano jej wmówić, jako małemu dziecku. Musi odkryć jakie tajemnice ukrywa jej rodzina i dowiedzieć się całej prawdy, która jak się okazuje jest bardzo zawiła i skomplikowana.
Książkę uważam za bardzo dobrze napisaną, z bardzo dobrze zakamuflowanym zakończeniem, którego nie przewidziałby nawet najlepszy krytyk książkowy.

Moja ocena
10/10

wtorek, 15 marca 2016

"Śmiertelne napięcie" - A. Kava

Kolejna dobra książka A. Kavy, której główną bohaterką jest Maggie O' Dell, doświadczona agentka FBI, która kolejny raz przypadkiem została wplątana w zagadkę, którą próbuje rozwiązać.
Tym razem Maggie została oddelegowana do Nebraski, by zbadać bydło, które zostaje okaleczone w dziwny, rytualny sposób. W tym samym czasie dochodzi do masowych zatruć w szkołach w Wirginii i Waszyngtonie. Śledczym pomaga pułkownik Benjamin Platt, wybitny specjalista od chorób zakaźnych i bliski przyjaciel Maggie, który desperacko walczy o zidentyfikowanie szczepu bakterii, którą zaraziły się dzieci. Jak się okazuje chodzi o żywność genetycznie modyfikowaną i o badania dotyczące prac nad rozwojem broni biologicznej, którą niestety trzeba na kimś testować. Przypadkiem żywność ta trafia do posiłków, do których nigdy nie powinna trafić.
Tropy tych obu śledztw, mimo iż są oddalone o tysiące mil od siebie, zbiegają się. Maggie i Benjamin odkrywają tajemnice, które mogą zagrozić bezpieczeństwu narodowemu, oraz ludziom na najwyższych szczeblach władzy, którzy nie dopuszczą do ich ujawnienia...
Książkę oceniam pozytywnie, jest precyzyjna i szczegółowa. Kava pisze tak, że czytelnik szybko się angażuje, przewracając stronicę  za stronicą. Autorka opiera się na wielu faktach, które mają przełożenie w rzeczywistości, ma się wrażenie, że wie o czym pisze i, że nie do końca jest to fikcja literacka. I rzeczywiście tak jest, gdyż podnosi temat bezpieczeństwa żywności w Stanach Zjednoczonych, co wielokrotnie przekraczało wszelkie normy zdrowego odżywiania. Na świecie bardzo dużo rozprawia się o żywności genetycznie modyfikowanej. Jest wielu zwolenników i przeciwników. Tak naprawdę, jakie będą tego efekty dowiemy się już za parę lat, kiedy będziemy mięli żywe dowody genetycznych modyfikacji.

Moja ocena
7/10

niedziela, 13 marca 2016

Najlepszy po "Pitbullu", polski serial "Pakt"

Serial, jak dla mnie rewelacyjny, dlatego moja ocena będzie najwyższa. "Pakt" jest trzecią produkcją HBO, po "Bez tajemnic", "Watasze". Jest również polską wersją norweskiego serialu "Mammon", osadzoną w polskich realiach. Reżyserem jest Marek Lechki, członek Polskiej Akademii Filmowej, który wielokrotnie nagradzany był na festiwalach kina nieprofesjonalnego. 
Serial kręcono w Warszawie na przełomie marca-lipca 2015 roku. Zdjęcia powstawały między innymi: na Żoliborzu, Pradze, Saskiej Kępie, Mokotowie i w Lesie Młocińskim. 6 odcinków, długości mniej więcej 50 minut, dlatego zaliczany jest do kategorii miniserial. Już zapowiedziano kontynuację, więc zwolennicy, a mam nadzieję, że jest ich znaczna część, na pewno czekają z niecierpliwością. 
Oprócz Marcina Dorocińskiego, w serialu występują również: Magdalena Cielecka, Edward Linde-Lubaszenko, Anna Radwan (szefowa działu Przestępstw Gospodarczych CBŚ), Adam Woronowicz (Minister Gospodarki), Marta Nieradkiewicz (informatyczka CBŚ), Alicja Dąbrowska (dziennikarka "Kuriera").
"Pakt" opowiada historię o dziennikarzu śledczym, to ktoś pomiędzy prywatnym detektywem, policjantem i pisarzem. Filmowym wzorem tej profesji są "Wszyscy ludzie prezydenta" z 1976 roku, a reżyserem Alan Pakula. Bez snu, w chmurach papierosowego dymu, z litrami czarnej kawy i mnóstwem adrenaliny Dustin Hoffman i Robert Redford, demaskują aferę Watergate. 
Od tamtej pory dziennikarz śledczy, jako nieco wymięty, charyzmatyczny bohater wracał na ekrany wielokrotnie. Ostatni udany przykład to Russel Crowe w "Stanie gry" z 2009 roku, w reżyserii Kevina Macdonald'a, nakręcony już w czasach kryzysu prasy papierowej.
W Polsce mieliśmy redaktora Maja (Leszek Teleszyński) z serialu "Życie na gorąco" z 1978 roku. I dwie bardziej poważniejsze produkcje: "Gry uliczne", reżysera Krzysztofa Krauze, w którym dziennikarz Janek Rosa (Redbad Klynstra) rozwiązuje zagadkę śmierci Stanisława Pyjasa, oraz "Czwarta władza" w którym Leszek Kwieciński (Paweł Królikowski) i Marcin Wirski (Jacek Borcuch), tropią aferę korupcyjną inspirowaną skandalem w poznańskiej policji w latach 90-tych.
Powracając do serialu "Pakt", Piotr Grodecki, w rolę którego wcielił się jeden z najlepszych aktorów polskiego kina Marcin Dorociński, który kolejny raz daje się poznać, jako człowiek nieustraszony, dociekliwy, uczciwy, zasadniczy. W serialu jest dziennikarzem śledczym, bardzo oddanym swojej pracy. Wykrywa aferę związaną z olbrzymią władzą i pieniędzmi. Opisuje ją na łamach opiniotwórczego dziennika "Kurier", co powoduje lawinę katastrofalnych wypadków, których ofiarami są ludzie biznesu. Piotr jest bezkompromisowy i za wszelką ceną chce ujawnić prawdę, która ma dla niego wymiar osobisty. Mimo sprzeciwu redakcji, Piotrowi udaje się doprowadzić do publikacji, która wzbudza zainteresowanie opinii publicznej. Z pomocą Weroniki, agentki CBŚ, odkrywa drugie dno tej afery. Kiedy wydaje mu się, że już wyjaśnił zagadkę, nagle dostaje tajemniczą wiadomość. Sprawa zaczyna się bardzo komplikować, zataczać coraz szersze kręgi wśród bardzo zamożnych ludzi. Okazuje się, że historia ma swój początek w czasach transformacji ustrojowej, wśród pokolenia, które wkraczało w dorosłość. Grupa tych ludzi w późniejszych latach zrobiła szybkie, spektakularne kariery, nie zawsze z legalnie zdobytymi, wielkimi pieniędzmi. Teraz przychodzi im zapłacić za wybory i decyzje z przeszłości. "Pakt" jest "Paktem" i nie ma drogi odwrotu.
Doskonała próba przełożenia skandynawskiego kina na polską rzeczywistość. Klimat mroczności, zwrotów akcji, spowolnień akcji, fajnych ujęć, tajemniczości, pełen lęków, a także kapitalne połączenie faktów w jedną perfekcyjną całość. Jak dla mnie w pełni zasłużona 10!

Moja ocena
10/10

sobota, 5 marca 2016

JO NESBO - "Krew na śniegu"

To jeden z moich ulubionych autorów skandynawskich, jak mówią klasa sama w sobie. Autor tej książki jest wszechstronnym człowiekiem, utalentowanym w wielu kierunkach, muzyk, autor tekstów, wokalista, były ekonomista, który postanowił porzucić finanse dla pisania. I to był doskonały wybór, ponieważ Jego książki tłumaczone są w ponad czterdziestu językach, a czytelnicy wyczekują z niecierpliwością kolejnych powieści kryminalnych, które wychodzą spod pióra Jo Nesbo, pomimo sprzedanych 27 milionów książek, chcemy więcej.
"Krew na śniegu" to krótka książka, co nie znaczy, że za krótka, jest w sam raz. I tu właśnie widać doskonałość autora, który w tak krótkim czasie przedstawia powieść w całości skończoną.
Olaf zarabia na życie jako płatny morderca, ponieważ twierdzi, że nie nadaje się do żadnego innego zajęcia. Nie ma przyjaciół, rodziny, nikt nigdy go nie odwiedza, nikt nie wie gdzie mieszka. Pewnego dnia trafia na kobietę, nie jest to przypadkowe spotkanie, okazuje się jednak, że jest ona kobietą z jego marzeń. Niestety jest też żoną jego szefa, na którą Olav dostał zlecenie, aby zlikwidować niewierną małżonkę.
Akcja dzieje się bardzo szybko, Olav obserwuje swój cel przez kilka dni. Dowiaduje się, że żonę szefa nawiedza codziennie mężczyzna, który stosuje przemoc wobec niej i z którym to rzekomo żona ma romans. Olaf postanawia go zlikwidować, tak by szef pozbył się problemu, nie pozbywając się bezpośrednio jego żony. Okazuje się, że zabija jedynego syna szefa i oboje muszą uciekać. Pomiędzy tą parą rodzi się nić porozumienia, pojawia się uczucie, niestety tylko jednostronne. Olaf zdaje sobie sprawę z tego, że będzie musiał pozbyć się szefa, zwanego Hoffmanem, szefa mafii narkotykowej, jedynego przeciwnika Rybaka, drugiego bossa narkotykowego w Oslo. Udaje się więc do konkurencji z propozycją pozbycia się jedynego problemu. Propozycja zostaje przyjęta, plan opracowany w szczegółach, wszystko jest w rękach Olava. A skoro o nim mowa, jest samotnikiem, osobą wyalienowaną ze społeczeństwa, ale na własne życzenie. Rodzinna patologia odcisnęła na nim niemałe piętno. W wieku dziewiętnastu lat zabija swojego ojca, to pierwsze morderstwo, jakiego dokonuje. Odpłaca mu tak, za krzywdy, których wraz z matką doznali przez lata upokorzeń. Mimo to, Olaf nie jest złym człowiekiem, jest płatnym zabójcą z sumieniem, zabija tylko, tych którzy na to zasługują. Swoje niemałe honorarium oddaje wdowie z dziećmi, których pozbawił ojca. Opiekuje się też głuchoniemą dziewczyną, której pomógł w rozwiązaniu problemów, jej brata. Pomaga żonie, która zdradza nie tylko swojego męża.
Wielki finał jest krwawy, szalony i pełen czarnego humoru, to sceny godne najlepszych pisarzy.

Moja ocena
9/10

czwartek, 3 marca 2016

And next - "Room"

Film realnie wstrząsający, opowiadający dramatyczną historię uprowadzonej 16 - sto letniej dziewczyny (Oscar dla Brie Larson - najlepsza aktorka) i przetrzymywanej przez 7 lat w małym pomieszczeniu zwanym "pokojem", wraz z urodzonym tam pięcioletnim już synem. Chłopiec nie zdaje sobie sprawy z istnienia świata zewnętrznego, zna życie tylko z telewizji, nie jest w stanie nawet odróżnić, czy coś jest prawdziwe, czy jest fikcją. 
Ten film to studium przemian jakie zachodzą w człowieku. Nowych doświadczeń życiowych, które to tworzą naszą rzeczywistość. To również próba odnalezienia swojego wewnętrznego "ja", które regularnie uśmiercano, aż do całkowitej destrukcji.
Ta dziewczyna mimo beznadziejnej sytuacji w jakiej znaleźli się oboje, potrafiła zachować zimną krew. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej syn jest jedyną nadzieją na powrót do domu. Na powrót do jej świata. Gdy udaje im się odzyskać wolność, ten świta, nie jest już takim, jakim go pamiętała. Rodzice nie mieszkają już razem, nie jada się już lodów na obiad, a upragniona wolność staje się utrapieniem, związanym z pojawieniem się nowych problemów. To nie jest już problem braku prądu, czy braku lekarstwa. To problem zderzenia z przeogromnym światem,  który wydaje się być zbyt ogromny dla tych dwojga. Paradoksalnie mały Jack, dla którego wszystko jest nowe i nieznane, radzi sobie zdecydowanie lepiej, niż jego dorosła już matka, która nie potrafi pogodzić się z utratą straconych wielu lat. I naprawdę nie ma w jej zachowaniu niczego niezrozumiałego. 7 lat w zamknięciu, 7 lat podporządkowywania się mężczyźnie, od którego zależała jej beznadziejna egzystencja. Mimo to, nie zrezygnowała, nie odebrała sobie życia, wielokrotnie gwałcona, bita, poniżana. Pęka, jak bańka mydlana, gdy upragniona wolność zaczyna jej doskwierać. Dziewczyna wini za całą sytuację matkę, wypowiadając w jej kierunku słowa: "bo, gdybyś nie kazała mi być miła, to może nie poszłabym z mężczyznom, który skłamał, że ma chorego psa". 
I rzeczywiście coś w tych słowach jest, czasami nasza dobroć i szlachetność nie wychodzi nam na dobre. We wszystkim trzeba znaleźć umiar, trzeba potrafić być asertywnym, odmówić, zrezygnować, po prostu odpuścić. Jednak dramat tej dziewczyny, był również dramatem jej rodziców, ten mały fakt ona pominęła. Nie jest w stanie poradzić sobie sama z powrotem do rzeczywistości, dlatego dochodzi do próby samobójczej matki Jacka, na szczęście nieudanej. Po pobycie w szpitalu i terapii, wraca do domu, do Jacka, by móc zacząć normalnie żyć. Wydostanie się z "pokoju" trwało bardzo długo, okazuje się jednak, że powrót do świata żywych wcale nie będzie krótszy.

Moja ocena
7/10

wtorek, 1 marca 2016

Kolejny z Oskarowej listy - "Dziewczyna z portretu"

Bardzo kontrowersyjny film, aczkolwiek temat nie taki nowy. Pierwsza operacja zmiany płci przeprowadzona została w 1930 roku w Niemczech, pacjentką była niejaka Lilli Elbe, tytułowa bohaterka filmu, a raczej bohater, aktor Eddie Redmayne (Einar Wegener), który w rolę wcielił się doskonale. Jego żonę gra, zdobywczyni Oscara za tę właśnie rolę Alicia Vikander (Gerda Wegener), która swoją grą aktorską ujęłaby każdego widza. Jeśli w tak młodym wieku zaczyna się od tej najważniejszej nagrody dla aktora, to ma przed sobą długą karierę i drogę usłaną świetnymi rolami. 
Oboje są malarzami pochodzącymi z Danii. On maluje pejzaże i świetnie sobie radzi na salonach. Ona zajmuje się portreciarstwem, któremu czegoś brakuje. Między nimi jest duże uczucie i namiętność, do czasu gdy zbliża się przyjęcie i Einar nie chce brać w nim udziału. Gerda wpada na pomysł, by poszedł na nie, ale jako ktoś inny. Lilli, bo za nią właśnie przebiera się Einar, poznaje młodego mężczyznę, który w dziewczynie rozpoznaje Einara. Spotykają się w tajemnicy przed Gerdą, która to zaczyna podejrzewać, że Einar nie jest już sobą. Od tego momentu ich życie, nie jest już ich życiem. Einar coraz częściej wciela się w rolę Lilli, która to nie zamierza opuścić tego małżeństwa. Gerda zaczyna malować portrety na których główną postacią jest Lilli. Tym samym jej obrazy zaczynają nabierać duszy. Jest propozycja wystawy, potem wyjazd do Paryża., z którego korzystają. Zaczynają tam życie. Jest próba porzucenia Lilli, nietrafione konsultacje medyczne, badania, eksperymenty. Niestety problem Einara nie jest problemem homoseksualnym, a transseksualnym, co sprawia, że nie czuje się w swoim ciele sobą. Gerda pomimo wielu prób i próśb, by Einar do niej wrócił, nie potrafi od niego odejść, nadal towarzyszy swojemu mężowi. Para udaje się do pewnego lekarza, który poznał takiego mężczyznę jak Einar i chciał mu pomóc, oferując operację zmiany płci. Niestety do operacji nie doszło, gdyż pacjent uciekł. Wydaje się, że przypadek Einara jest jedyny i odosobniony, gdyż pacjent jest silnie zmotywowany i przygotowany nawet na najgorsze. Mimo dużego ryzyka Einar bez wahania godzi się na operację. Cały czas dzielnie wspiera go żona. Postawa tej kobiety jest zadziwiająca, nie dość, że musiała pogodzić się z całkowitą utratą pożycia małżeńskiego, to na domiar złego obserwowała jak dokonuje się przemiana z męża w kobietę, trzymając go przy tym cały czas za rękę i ocierając mu łzy. Oczywiście pacjentka na końcu filmu umiera, przedtem jednak wypowiada słowa: "czym zasłużyłam sobie na tak wielką miłość?". Trzeba przyznać, że Einar Wegener był dobrym człowiekiem, dobrym mężem, wszyscy go lubili, nic dziwnego, że Gerda darzyła go tak wielkim uczuciem, które za każdym razem, gdy na niego/nią patrzyła rozrywało jej serce. Postawa tej kobiety jest godna podziwu, pozycja jednak nie do pozazdroszczenia. 
Muszę przyznać, że jest to bardzo dobrze opisana historia, która powstała na podstawie pamiętników Lilli Elbe i na prawdę mimo tak nie męskiego tematu, polecam właśnie mężczyznom. 

Moja ocena
9/10

poniedziałek, 29 lutego 2016

Oskary 2016!

W Los Angeles w słynnym Dolby Theatre zakończyła się 88. gala rozdania Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła, że najlepszym filmem roku został "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego, najlepszym aktorem został z kolei Leonardo DiCaprio, a najlepszą aktorką - Brie Larson. Ogromny sukces odniósł również film "Mad Max: Na drodze gniewu" - obraz zdobył aż 6 statuetek, choć głównie w kategoriach technicznych. "Zjawa", która była nominowana w aż 12 kategoriach, zdobyła trzy statuetki: za reżyserię, zdjęcia i dla najlepszego aktora pierwszoplanowego.
W Los Angeles w słynnym Dolby Theatre zakończyła się 88. gala rozdania Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła, że najlepszym filmem roku został "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego, najlepszym aktorem został z kolei Leonardo DiCaprio, a najlepszą aktorką - Brie Larson. Ogromny sukces odniósł również film "Mad Max: Na drodze gniewu" - obraz zdobył aż 6 statuetek, choć głównie w kategoriach technicznych. "Zjawa", która była nominowana w aż 12 kategoriach, zdobyła trzy statuetki: za reżyserię, zdjęcia i dla najlepszego aktora pierwszoplanowego.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/news-oscary-2016-rozdane-dicaprio-ze-statuetka-szesc-nagrod-dla-m,nId,2153595#.rmfon.pl&utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
W Los Angeles w słynnym Dolby Theatre zakończyła się 88. gala rozdania Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła, że najlepszym filmem roku został "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego, najlepszym aktorem został z kolei Leonardo DiCaprio, a najlepszą aktorką - Brie Larson. Ogromny sukces odniósł również film "Mad Max: Na drodze gniewu" - obraz zdobył aż 6 statuetek, choć głównie w kategoriach technicznych. "Zjawa", która była nominowana w aż 12 kategoriach, zdobyła trzy statuetki: za reżyserię, zdjęcia i dla najlepszego aktora pierwszoplanowego.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/news-oscary-2016-rozdane-dicaprio-ze-statuetka-szesc-nagrod-dla-m,nId,2153595#.rmfon.pl&utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
W Los Angeles w słynnym Dolby Theatre zakończyła się 88. gala rozdania Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa ogłosiła, że najlepszym filmem roku został "Spotlight" w reżyserii Toma McCarthy’ego, najlepszym aktorem został z kolei Leonardo DiCaprio, a najlepszą aktorką - Brie Larson. Ogromny sukces odniósł również film "Mad Max: Na drodze gniewu" - obraz zdobył aż 6 statuetek, choć głównie w kategoriach technicznych. "Zjawa", która była nominowana w aż 12 kategoriach, zdobyła trzy statuetki: za reżyserię, zdjęcia i dla najlepszego aktora pierwszoplanowego.

Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/news-oscary-2016-rozdane-dicaprio-ze-statuetka-szesc-nagrod-dla-m,nId,2153595#.rmfon.pl&utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Oscarowa lista laureatów:
Oscary 2016 - najlepszy film: "Spotlight", Michael Sugar, Steve Golin, Nicole Rocklin, Blye Pagon Faust
Oscary 2016 - najlepszy aktor: Leonardo DiCaprio, "Zjawa"
Prezentuję zdjęcia aktorów, którzy mogą być mniej rozpoznawani, a zostali nagrodzeni.
Oscary 2016 - najlepsza aktorka: Brie Larson, "Pokój"

Oscary 2016 - najlepszy aktor drugoplanowy: Mark Rylance, "Most szpiegów"

Oscary 2016 - najlepsza aktorka drugoplanowa: Alicia Vikander, "Dziewczyna z portretu"

Oscary 2016 - najlepsza reżyseria: Alejandro G. Inarritu, "Zjawa"
Oscary 2016 - najlepszy scenariusz oryginalny: Tom McCarthy, Josh Singer, "Spotlight"
Oscary 2016 - najlepszy scenariusz adaptowany: Adam McKay i Charles Randolph, "Big Short"
Oscary 2016 - najlepszy film animowany: "W głowie się nie mieści", Pete Docter i Jonas River
Oscary 2016 - najlepszy film nieanglojęzyczny: "Syn Szawła", Węgry
Oscary 2016 - najlepsze kostiumy: "Mad Max: Na drodze gniewu", Jenny Beavan
Oscary 2016 - najlepsza charakteryzacja: "Mad Max: Na drodze gniewu", Lesley Vanderwalt, Elka Wardega and Damian Martin
Oscary 2016 - najlepsze zdjęcia: "Zjawa", Emmanuel Lubezki
Oscary 2016 - najlepszy montaż: "Mad Max: Na drodze gniewu", Margaret Sixel
Oscary 2016 - najlepszy utwór: "Writing's On The Wall" z filmu "Spectre", Jimmy Napes, Sam Smith
Oscary 2016 - najlepsza muzyka: "Nienawistna ósemka", Ennio Morricone
Oscary 2016 - najlepszy krótkometrażowy film aktorski: "Stutterer", Benjamin Cleary, Serena Armitage
Oscary 2016 - najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny: "A Girl in the River: The Price of Forgiveness", Sharmeen Obaid-Chinoy
Oscary 2016 - najlepszy dokument: "Amy", Asif Kapadia, James Gay-Rees
Oscary 2016 - najlepszy dźwięk: "Mad Max: Na drodze gniewu", Chris Jenkins, Gregg Rudloff i Ben Osmo
Oscary 2016 - najlepszy montaż dźwięku: "Mad Max: Na drodze gniewu", Mark Mangini, David White
Oscary 2016 - najlepsze efekty specjalne: "Ex Machina", Andrew Whitehurst, Paul Norris, Mark Williams Ardington, Sara Bennett
Oscary 2016 - najlepsza scenografia: "Mad Max: Na drodze gniewu", Colin Gibson, Katie Sharrock, Lisa Thompson
Oscary 2016 - najlepszy animowany film krótkometrażowy: "Bear Story", Gabriel Osorio, Pato Escala

niedziela, 28 lutego 2016

Z Oskarowej Listy - "Brooklyn"

Film prosto z Gali Oskarowej, która to dzisiaj w nocy o godzinie 1.55 będzie miała swoje rozpoczęcie. 3 nominacje do Oskara to może nie jest wiele, ale trzeba przyznać, że wśród oszałamiającej liczby nominacji dla filmu "Zjawa" z Leonardo DiCaprio w roli głównej, 3 to dobra liczba. 
"Brooklyn" to historia o emigrantce (w obecnych czasach to bardzo śliski temat) tutaj został skrzętnie zakamuflowany, tak że widz skupia swoją uwagę na unoszącej się w powietrzu miłości. Muszę przyznać, że mimo to ogląda się go bardzo przyjemnie. 
Akcja filmu osadzona została w latach 50 - tych XX wieku, kiedy to Irlandia nie miała wiele do zaoferowania swojej ludności. Większość mieszkańców porzuciła wyspę, w celu szukania szczęścia i lepszej przyszłości w Stanach Zjednoczonych. Taką emigrantką jest właśnie tytułowa bohaterka Ellis (Saoirse Ronan, która mam nadzieję, otrzyma Oscara za swoją grę aktorską, bo naprawdę mimo młodego wieku, zagrała perfekcyjnie), dziewczę płochliwe, uległe, młode, nie znające życia. Za to bardzo ambitne i trzeźwo myślące, często błyskotliwe. Dziewczyna długo nie może zaaklimatyzować się w nowym miejscu, Nowy York jest dla niej za duży, ludzie są zbyt głośni, ona sama zagubiona wśród codziennego zgiełku. Jej ponura egzystencja zmienia się, gdy poznaje sympatycznego Włocha, który zakochuje się w inteligentnej Irlandce. Wkrótce umiera siostra Ellis, która zorganizowała cały wyjazd siostry, zdając sobie sprawę ze swojej choroby. Dziewczyna postanawia odwiedzić mamę, by móc wesprzeć ją w codziennych obowiązkach i pomóc w pogodzeniu się ze stratą córki. Na krótko przed wyjazdem młodzi kochankowie zawierają związek małżeński, aby przypieczętować swoją miłość, a także obietnicę powrotu.
Na wyspie Ellis przybywa w miejsce jej znane i lubiane, czuje, że jest w domu, wszystko jej tutaj odpowiada i pasuje. Odwleka więc swój powrót do Nowego Yorku z wielu powodów, nikomu nie wspominając o zamążpójściu. Zaczyna pracować za siostrę, niby to przypadkiem, poznaje zamożnego Irlandczyka, okazuje się, że też przypadkiem, zaczyna jej się wieść. To jest życie, jakiego chciała i pragnęła przed wyjazdem do Stanów. 
I właśnie w tym momencie urosła mi ta cała "uległość" do granic ulania, i tak się zastanawiałam, kiedy ta dziewczyna wreszcie wybuchnie i przemówi ludzkim głosem, nie głosem koleżanki, sąsiadki, czy matki. I Alleluja! Stało się: nagadała tej, co trzeba było nagadać, kupiła bilet powrotny, pożegnała się z matką, a nieszczęśnikowi, który myślał o wielkiej miłości zostawiła liścik pożegnalny. I wróciła tam, jak to określiła: "gdzie jest jej miejsce". 
Bo czy nie jest tak, że dom jest tam, gdzie jest nasze serce?

Moja ocena
7/10

piątek, 26 lutego 2016

Sister Jackie - sezon 5, 6, 7 obejrzane

Serial "Siostra Jackie" nie jest popularny w naszym kraju, ja jednak darzę go wielką sympatią. W związku z tym odgrzebałam z Internetu sezon 5, 6 i 7 i niczym maniaczka obejrzałam 3 sezony jednym ciurkiem. Chciałoby się powiedzieć czekam na więcej, ale już przed powstaniem 6 serii Showtime zapowiedział, że sezon 7 będzie ostatnim.
Serial opowiada historię Jackie, która jest kompetentną oddziałową  pielęgniarek na ostrym dyżurze w jednym z nowojorskich szpitali "All Saints Hospital", czyli Szpital Wszystkich Świętych. Jej wiedza przekracza uprawnienia pielęgniarskie, dlatego wszyscy chcą z nią pracować. Sama Jackie natomiast balansuje między wyczerpującą pracą w szpitalu a dramatami życia prywatnego. Już we wcześniejszych częściach dowiadujemy się, że jest uzależniona od środków przeciwbólowych, ma romans z aptekarzem, dzięki czemu ma łatwy dostęp do Vicodinu i Adderallu, sypie się jej małżeństwo, a dzieci zaczynają się buntować.
W trzech ostatnich sezonach chodzi na terapię, jest czysta, ma romans z policjantem, finalizuje rozwód, znowu bierze, znowu idzie na odwyk, znowu bierze, trafia do więzienia, jest zawieszona w prawie do wykonywania zawodu. Potem ją przywracają, bo jest czysta i znowu zaczyna brać, zamykają szpital, ponieważ Norweski inwestor wymyślił, że działka na której szpital został wybudowany, to dobre miejsce na apartamentowiec.
Oprócz tego są jeszcze wątki poboczne, role drugoplanowe, inni lekarze, problemy pacjentów, problemy szpitala. I to, aż tak bardzo nie wciąga, ale wciąga postać tytułowej bohaterki, to dla niej oglądałam ten serial. Scenarzysta bardzo wiele czasu i uwagi poświęcił tej postaci, która jest inteligentną kobietą. Według mojej opinii jest przebiegła i myśląca, nie liczy się z ludzkimi uczuciami, czego nie daje po sobie poznać, a to bardzo trudna umiejętność. W dodatku jest osobą lubianą i przyjazną dla pacjentów. Za to na jej, nie tyle uczucia, co uwagę trzeba zasłużyć, naprawdę trzeba się solidnie napracować. Jest bardzo intrygująca, ktoś powiedziałby zwyczajna pielęgniarka, O NIE! Jackie jest niesamowita, we wszystkim co robi perfekcyjna, wszystko ma przemyślane do ostatniego ruchu.
Serial w Stanach Zjednoczonych  wywołał niezadowolenie grup pielęgniarek, które uważają, że postać głównej bohaterki niekorzystnie wpływa na wizerunek wszystkich osób pracujących w tym zawodzie. Rzeczywiście bardzo trudno obronić się narkomanom przed nałogiem, będąc w paszczy lwa. Jackie się czasami stara, na pewno wtedy, gdy ma do osiągnięcia zamierzony cel, potem wszystko wraca do normy i znów staje się czynnym narkomanem. Serial pokazuje przede wszystkim, że możliwe jest normalnie funkcjonowanie w świecie, w życiu, w pracy, w rodzinie będąc uzależnionym. Można by napisać, że daje przyzwolenie, podpowiada również, jak żyć, by nie zwariować. Tytułowa bohaterka na pewno daje sobie z tym świetnie radę, ponieważ jest zorganizowana do granic możliwości.
Szkoda, że nie będzie kontynuacji, bo taki serial mógłby trwać nawet dłużej niż "Moda na Sukces".

Moja ocena
8/10

wtorek, 23 lutego 2016

"Granice szaleństwa" - Alex Kava

Jak dla mnie nie pasujący do zawartości tej książki tytuł, a to wszystko za sprawą niedosłownego tłumaczenia, lub jak kto woli wolnego tłumaczenia tytułu, który w oryginale brzmi: "At the stroke of madness". Z tego wyszły nam "Granice szaleństwa", co nie do końca się zgadza...
Mimo tego rozczarowania tytułem, czyta się ją szybko. Jest zwarta, konkretna, ścisła, a z jednego rozdziału na drugi przeskakuje się dość sprawnie.
"Granice szaleństwa" to thriller, czwarty tom z serii książek o agentce specjalnej Maggie O 'Dell, amerykańskiej pisarki Alex Kavy.
Maggie właśnie rozpoczyna swój urlop, gdy odbiera telefon od swojej przyjaciółki, psycholog Gwen Patterson, jej wakacyjny plan staje się przeszłością. Gwen zaniepokojona dziwnym telefonem od swojej pacjentki Joan, postanawia w tej sprawie skontaktować się z Maggie. Prosi ją, aby pomogła odnaleźć pacjentkę, która zaginęła w drodze do Connecticut - Maggie nie potrafi odmówić.
Tymczasem w opuszczonym kamieniołomie w Connecticut, ktoś ukrywa swoje brudne tajemnice, które odsłaniają głębię ludzkiej deprawacji. Przypadkiem zostaje odkopana beczka ze zwłokami kobiety, agentka postanawia sprawdzić ten trop i trafia na dużą sprawę, tak dużą, że lokalny szeryf Watermeier, były nowojorski glina nie jest sobie w stanie z nią poradzić. Okazuje się bowiem, że beczek jest więcej, a pod pokrywą każdej, znajdują się zniekształcone ludzkie ciała, jedne w mniej drugie w bardziej zaawansowanej fazie rozkładu. Sprawa zaczyna nabierać rozgłosu, interesuje się nią nie tylko lokalna ludność, która liczy na zainteresowanie okolicą przejeżdżających turystów, ale także telewizja, policja, FBI. Agentka Maggie nie pierwszy raz ma do czynienia z seryjnym mordercą i okazuje się być trafną zdobyczą szeryfa, do pomocy przy rozwikłaniu zagadki.
Troszkę zbyt szybko jak dla mnie czytelnik może domyślić się, kto jest sprawcą. Później autorka już tylko usiłuje zmylić czytelnika, który często jest bardziej inteligentny, aniżeli mniej. A mordercą okazuje się... osoba, która wybiera swoje ofiary według zakamuflowanego klucza. Zaginiona Joan, jak się okazuje idealnie pasuje do tego schematu, a szanse na odnalezienie jej żywej z minuty na minutę maleją.
Książka bezustannie trzyma w napięciu, trzeba przyznać autorce, że akcję prowadzi płynnie, a w treści nie ma żadnych uchybień, czy niedociągnięć. Fabuła jest ze sobą spojona, wręcz nierozerwalna, co wprowadza czytelnika w stan nieodzownej chęci dalszego czytania.
Nie można tej książki nie polecić, więc Robię to: POLECAM!

Moja ocena
7/10

piątek, 29 stycznia 2016

"Uratuj mnie" - kolejna książka MUSSO

Chciałoby się zapytać: skąd ten mężczyzna czerpie pomysły?
Kolejna książka, którą się połyka w całości i która pochłonęła mnie doszczętnie. Tym razem jednak na dłużej wprawiła mnie w nastrój "myśleniowy", nad sensem naszego bycia i życia.
"Uratuj mnie" jest cudowną powieścią o miłości "at first sight", jeśli takowa istnieje, to ma ogromną moc przywracania ludzi do świata żywych, ma moc, której nie oprze się nawet najbardziej zszargane serce.
Jest to również książka o nadziei na lepsze jutro, o tym, że jeśli ktoś silnie czegoś pragnie, to prędzej, czy później to osiągnie. Książka o wierze w to, że po naszej śmierci jest coś, czego teraz nie jesteśmy w stanie pojąć, i o czym każdy z nas na pewno będzie miał okazję się przekonać.
Teraz myślicie zapewne, książka taka, jak wszystkie. A ja stanowczo temu zaprzeczę. Nie każdy pisarz potrafi tak sprawnie opowiadać życie. Nie każdy ma ten dar wciągania czytelnika w opowiadaną historię. Guillaume Musso ma to coś, coś za czym każdy pisarz niewątpliwie podąża.

Sam jest lekarzem pediatrą, pracującym w jednym z nowojorskich szpitali, uważanym za człowieka, który pracuje nie dla sławy i uznania, ale po to, by pomagać ludziom. Juliett to młoda francuska, nafaszerowana myślą zdobycia aktorskiej sławy z Ameryce próbuje swoich sił, lecz niestety nie jest jej dane zaistnieć w tym świecie. Pewnego dnia ścieżki tych młodych ludzi łączą się, gdy Ona przechodzi przez ulicę na drugą stronę chodnika, On hamuje z impetem tuż przed jej nogami. Ona próbując go oczarować, klepie jakieś kłamstwo. On by się bronić przez jej urokiem, odpłaca się tym samym. W pogoni, za tym czymś, co ich w sobie ujęło, spędzają ze sobą cudowne dwa dni. Potem ona musi wracać do Franci, wiza studencka straciła ważność, a i żaden z jej planów nie powiódł się. Wsiada do samolotu, On choć bardzo chciałby ją zatrzymać, nie robi tego. I w tej właśnie chwili ktoś inny decyduje za nich. Samolot, katastrofa, zły los, pech, świadomość tego, że wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć...
A jednak coś podpowiada jej, że to może się już nigdy nie wydarzyć, już nigdy kogoś takiego nie pozna, już nigdy się nie zakocha. Owładnięta tą myślą w ostatniej chwili wysiada i postanawia go odszukać. Niestety chwilę później aresztuje ją policja, On przekonany, że jego ukochana na zawsze odeszła, błąka się po ulicach Nowego Yorku, by chwilę później spotkać kobietę, która oświadcza mu, że Ona żyje, ale i tak będzie musiała umrzeć...

A to dopiero początek tego, co autor przygotował dla nas. Książka niejednokrotnie mnie wzruszyła, niejednokrotnie też spowodowała, że człowiek naprawdę zaczyna zastanawiać się:
Czy mamy wpływ na naszą przyszłość?
Czy my w ogóle o czymś decydujemy?
Czy robi to ktoś inny, a my się tylko na to godzimy?
W trakcie czytania tej książki nasuwają się też inne pytania, jedno z nich to, czy po naszej śmierci jest coś, cokolwiek? I na to pytanie już każdy indywidulanie musi sobie odpowiedzieć.

Wszystkie książki Musso mają ten pierwiastek nadprzyrodzonej mocy, który zmusza nas do myślenia. Wprawiają nas w melancholijny nastrój i pozwalają na chwilę odłączyć się od rzeczywistości, która pochłania nas każdego dnia z coraz to większą siłą. To od nas zależy jak bardzo pochłonie nas nasza codzienność. Tylko, czy oby na pewno, tylko od nas?

Moja ocena
8/10

wtorek, 26 stycznia 2016

"PITBULL"

Film skazany na masowy sukces, pierwszy raz od dawien, dawna, nie było tyle osób w kinie. Prawdopodobnie osiągnie spory sukces, uznanie niedzielnych kinomanów i entuzjastów prostych filmów akcji. I z tego właśnie powodu mnie nie zachwycił, chyba spodziewałam się jakiegoś sensu tych całych "nowych porządków". Początek nie trzyma się ani kupy, ani d..y. Ma się wrażenie, że to zlepek kilku oderwanych od siebie historyjek. Dopiero w połowie filmu akcja zaczyna nabierać większego sensu i przyspieszenia.
Całość jest bardzo wulgarna, bardzo głośna, przerysowana, dla mnie odrobinę za bardzo, choć w serialu to, aż tak nie raziło. W tym filmie panuje ogólny chaos i brak jest czytelnego, głównego wątku.
Na pochwałę zasługuje jedynie gra aktorska Ostaszewskiej, jak zwykle jest nietuzinkowa, swojska, zabawna. A na uwagę główny bohater "Majami", w którego rolę wcielił się Piotr Stramowski, chce się rzec "prawdziwe ciacho", znany z takiego serialu, jak "2XL", o którym pierwszy raz słyszę. Sami zobaczcie:
Aktor, który towarzyszy Grabowskiemu, filmowy "Strachu"- to bezmózgi sterydziarz, który, gdy pojawia się na ekranie, rozkłada widza na łopatki, jednak nie siłą mięśni, lecz humorem, lub tekstami, które scenarzysta włożył mu w usta.
Tak jak pisałam wcześniej wiele nowych faktów ze starymi nie współgra. Reżyser jednak twierdzi, że większość pokazanych zbrodni miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, które spiął klamrą w postaci walki z gangiem mokotowskim. Problem w tym, że przypisał te czyny zupełnie niewiarygodnym i przerysowanym postaciom, co tworzy pewien dysonans. Elementy twardego realizmu przeplatają się tu z groteskowymi i paskudnie zabawnymi sytuacjami. Bo jak wytłumaczyć fakt, że najbardziej zaufani ludzie eleganckiego, inteligentnego szefa gangu to wyżej wspomniany "Strachu" i nieobliczalny psychopata "Zupa". Mimo to, te postacie, same w sobie są naprawdę dobrze zagrane, wyraziste i świetnie mogłyby funkcjonować w filmie klasy B. To samo zresztą tyczy się głównego bohatera. Czuły twardziel, przez swoją fryzurę i tatuaże rzucający się w oczy z kilometra, to również fajnie napisany bohater, ale do "diabła", nie do filmu, którego reżyser podkreśla w każdym wywiadzie realizm produkcji i stwarza jego pozory.

czwartek, 21 stycznia 2016

"Spokój duszy" - literatura skandynawska (moja ulubiona)

"Spokój duszy" - moja ulubiona literatura skandynawska, która nigdy nie zawodzi. Choć autorki dla mnie w ogóle nie znane, a szkoda bo książka zasługuje na duży plus. Fajny pomysł na pisanie książki naprzemiennie autorek, które w prywatnym życiu są siostrami. Zaskakujące jest to, że tego podwójnego autorstwa w ogóle nie czuć, co musi być zasługą siły siostrzanego porozumienia, jak i zdolnego tłumacza.
Lektura okazała się bardzo zwarta i sprawiała mi ogromną przyjemność. Ciekawy pomysł na fabułę, a prowadzenie wątku głównego w postaci sesji psychoterapeutycznych na pacjentach, zasługuje na uwagę. Odnosi się wrażenie, że dziewczyny bardzo dobrze orientują się w temacie psychoanalizy, może nawet same były pacjentkami.
Książkę czyta się szybko, sprawia to sama fabuła, która pozbawiona jest dziur. Rozwiązanie rzeczywiście okazuje się trochę banalne, bo już przy pierwszym spacerze Christer'a z Siri moje domysły spadają na właśnie tego osobnika płci męskiej. Idąc dalej na krótko wszyscy bohaterowie stają się podejrzani. Zagadka do rozwiązania jest stosunkowo prosta, jednocześnie niesie ze sobą niezwykłe pokłady emocji. Powieść budzi niepokój, ma też ciężką i gęstą atmosferę, jak przystało na literaturę skandynawską. Jest trochę taka, jak jej okładka, mroczna z klimatem, budząca lęk w czytelniku, nie tylko ze względu na okoliczności akcji, ale przede wszystkim ze względu na studium psychologii człowieka. Daje do myślenia, aby zastanowić się co drzemie w każdym z nas?
Główną postacią jest Siri, która wraz z przyjaciółką Ainą i kolegą Svenem, prowadzi poradnię psychologiczną. Akcja rozmieszczona jest w czasie od sierpnia do listopada i w tym okresie poznajemy losy trójki bohaterów i innych postaci, które pojawiają się wraz z rozwojem. Siri jest psychoterapeutką i wydaje się być silną osobą, ale z biegiem kart zaczyna irytować czytelnika (mnie na pewno). Okazuje się, że ma chwiejną osobowość, co napawa odrobiną grozy, jeśli mamy do czynienia z osobą, która ma pomagać w rozwiązywaniu problemów pacjentów.
Morderstwo, które wypływa na wierzch pewnego dnia, obok domu Siri, nadaje tej książce wyrazu i określa dalszy tor fabuły. Wraz z wprowadzeniem do akcji policjantów, czytelnik ma możliwość szukania mordercy. I tylko on ma możliwość ustalenia profilu psychologicznego (a to za sprawą wpisów, które dokonuje nasz poszukiwany). Mimo, to postać jest sprytnie ukryta i można tylko domyślać się, kto jest mordercą, szukającym sprawiedliwości.
Ostania akcja w kuchni twarzą w twarz ze sprawcą, może zirytować czytelnika. Przyszła mi na myśl sławetna scena z "Hannibala", który również przygotowywał posiłek dla swojej ofiary, z tą małą różnicą, że przyrządzał mózg tej ofiary, a nie potrawkę z kurczaka.
Mimo, to książkę czyta się sprawnie, a czytelnik bardzo szybko wchodzi w interakcję. Zastanawiające jest czy śmierć męża Siri będzie miała związek z niebezpieczeństwem, które czeka na nią w drugiej części, pod tytułem "Bardziej gorzka, niż śmierć".

poniedziałek, 4 stycznia 2016

"Trash" - czyli "Śmieć" w brazylijskim wykonaniu

Film ujął mnie całym sobą: historią, grą aktorską, scenerią, fabułą, reżyserią, postaciami, które w nim zagrały. Chyba dawno nie oglądałam nie amerykańskiego filmu, tak ciekawie opowiedzianego.
Na tle brazylijskiej obsady możemy zobaczyć dwie międzynarodowe sławy: Rooney Mara, znana z "Millenium" w wersji amerykańskiej i wszystkim dobrze znanego Martin'a Sheen'a.
Cała historia jest oczywiście trochę przekoloryzowana, troszkę jak byśmy oglądali baśń. Bezgraniczna bieda mieszkańców slamsów, bezkarna i skorumpowana policja, mini rewolucja socjalistyczna, którą wywołują bezwiednie trzej mali bohaterowie.
Urzekająca w tym filmie jest przede wszystkim, opowieść o nadziei i bohaterstwie, w której ból i cierpienie jednostki nie jest bezsensowne, bo prowadzi do lepszej przyszłości i lepszego świata.
Wszystko za sprawą znalezionego na wysypisku portfela, którego znajduje czternastoletni Raphael, wykonując swoją codzienną pracę, grzebanie w stercie śmieci na ogromnym wysypisku. Postanawia go zachować, mimo opróżnionej zawartości. W portfelu znajdują się jeszcze zdjęcia pewnej małej dziewczynki, może to powoduje, że znalazca postanawia go zatrzymać. Niedługo okazuje się, że zgubę poszukują bardzo ważni ludzi, a przede wszystkim jeden z nich, który ma "w kieszeni" całą policję, która przekupstwem, groźbą lub torturami zmusi wszystkich do pracy na rzecz znalezienia portfela.
Raphael ma silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości, jest w tym chłopcu tyle męstwa i dumy, której nie powstydziłby się z posiadania nie jeden mężczyzna. Im bardziej jest naciskany i nękany przez stróżów prawa, tym bardziej uparcie on i jego koledzy dążą do rozwiązania zagadki, która może zniszczyć ludzi wyzyskujących zarówno biedaków, jak i niewydolny system prawa.
Postacią, której nie można pominąć jest Selton Mello, brazylijski odtwórca roli, skorumpowanego gliny, który ściga chłopców. Nonszalancja z jaką podchodzi do przemocy, może zmrozić krew w żyłach niejednemu. Aktor ten samą postawą ciała i mimiką twarzy pokazuje bezgraniczny pragmatyzm i cynizm jego postaci. Jest to osoba zdająca sobie sprawę z tego, że postępuje źle, ale jednocześnie wie, że jest to jedyny sposób na przeżycie w tym skorumpowanym świecie, by nie zostać zjedzonym żywcem przez innych, silniejszych obywateli tego urzekającego świata.
Całą historię niosą na swoich barkach ci trzej młodzi odtwórcy głównych ról. Ich pasja i żywiołowość jest tak naturalna, że potrafią zarazić widzów. Są buforem, który skutecznie neutralizuje scenariuszowe bomby, które w tym filmie wybuchają często.
Zdecydowanie polecam!!!