niedziela, 11 listopada 2018

"Ślepnąc od świateł" - serial HBO

Bardzo dobry polski serial oparty na powieści młodego pisarza Jakuba Żulczyka, który był również scenarzystą. Trzeba przyznać, że serial został zrealizowany bardzo profesjonalnie przez również młodego reżysera Krzysztofa Skoniecznego, który wciela się jedną z ról.
Serial opowiada o 7 dniach z życia warszawskiego dealera narkotykowego Kuby, w role którego wciela się debiutant Kamil Nożyński. Czysty, bez tożsamości, nie pije, nie ćpa, nie uprawia seksu, dobrze ubrany, poukładany do granic obłędu, nienaganny obywatel. Jest młodym, inteligentnym prawie absolwentem ASP, który przyjechał z Olsztyna do Warszawy. By uniknąć powielania egzystencjalnych schematów swoich rówieśników, przyszłych meneli, ludzi mogących w najlepszym razie otrzeć się o warstwy klasy średniej, niepoprawnych idealistów - dokonał życiowego wyboru według własnych upodobań. Waży więc narkotyki i liczy pieniądze jako handlarz kokainy. Trzeba przyznać, że bardzo dobrze radzi sobie z dużą presją, zawieszony gdzieś pomiędzy popytem, a podażą. W dzień śpi, w nocy odbywa samochodowy rajd po mieście, rozprowadzając towar, ale także bezwzględnie i brutalnie ścigając od dłużników pieniądze, przy pomocy odpowiednich ludzi.
Reżyser ukazuje współczesną, brutalną i mroczną rzeczywistość, nocną codzienność miasta Warszawy, świat dealerów, narkotyków, używek, alkoholu, dziwek. Świat bezwzględny, w którym nie ma miejsca na sentymenty i przyjaźnie. Niczego nie można w nim ani przewidzieć, ani nikomu zaufać, każde jutro jest niepewne. W tym świecie rządzi pieniądz, tylko on ma wartość, jego brak jest zapowiedzią kłopotów.
Jest to zdeformowany obraz do tego stopnia, że wydaje się, iż handlarz narkotyków staje się niezbędny jako strażak, czy lekarz, jest nocnym dostawcą paliwa dla polityków, tancerzy, dziennikarzy, ludzi, którzy chcą, lub muszą utrzymać się na powierzchni. W pewnym sensie chce się bronić głównego bohatera i go gloryfikować mimo tego, że w świetle prawa i etyki jest zwykłym śmieciem, on i jemu podobni. 
Serial ogląda się bardzo przyjemnie, mimo wielu wulgaryzmów i brutalnych scen. Dobrze napisana muzyka dopełnia obraz całości. Nie można zapomnieć również o rewelacyjnej obsadzie: Jan Frycz, Jacek Więckiewicz, Janusz Chabior, Cezary Pazura, Eryk Lubos, pośród której na uznanie zasługuje rola Jana Frycza. A o debiutancie można przeczytać różne opinie, według niektórych nie potrafi grać, według innych wręcz przeciwnie, zdania są podzielone, jak zawsze. Dla mnie był bardzo autentyczny, wręcz hipnotyzujący.

Moja ocena
8/10

piątek, 12 października 2018

Puzyńska kontra Mróz - dwa światy

Ostatnio udało mi się przesłuchać dwa audiobooki. Jeden z nich napisała Katarzyna Puzyńska autorka książek kryminalnych, drugi zaś napisał Remigiusz Mróz, który jest najpopularniejszym współczesnym polskim pisarzem młodego pokolenia. Mimo tak młodego wieku, bo ma dopiero 31 lat szybko zyskał miano "Króla polskiego kryminału". Pisze dużo, pisze szybko, a jego książki mają rzeszę fanów. Jest laureatem wielu konkursów i festiwali. Jest doktorem nauk prawnych, dlatego tak świetnie w swoich książkach posługuje się prawem. We wrześniu tego roku ruszyły zdjęcia do ekranizacji przygód o Chyłce, twardo stąpającej po ziemi pani adwokat. Będzie to 7 odcinkowy serial TVN na podstawie książki "Zaginięcie". Chyłkę zagra nie kto inny, jak Magdalena Cielecka, moim zdaniem aktorka idealnie dobrana do tej roli. Mróz planuje podbić również rynek za oceanem, a wiemy, że tłumaczenie na języki obce jest czymś zupełnie innym niźli znalezienie się na listach bestsellerów. Wszystko to wróży mu iście bajkową karierę. Jego twórczość bardzo do mnie przemawia, przede wszystkim dlatego, że bardzo lubię ten rodzaj humoru, bo w dobrym kryminale, chodzi nie tylko o dobrze utkaną zagadkę, ale również o dowcip, który powoduje uśmiech na twarzy, gdy czytasz książkę, a także autentyczność. Prawdą jest, że cały świat czytał Stiega Larssona, potem Jo Nesbo, teraz nadszedł czas na Remigiusza Mroza.
Katarzyna Puzyńska natomiast jest z wykształcenia psychologiem. Debiutowała książką "Motylek" i właśnie tej książce chcę dać jeszcze jedną szansę, ponieważ "Więcej czerwieni" nie powaliło mnie na kolana. Książki tej autorki porównywane są do powieści Agathy Christie i szewdzkiej królowej gatunku, Camilli Lacberg. Nie czytałam żadnej książki A. Christie. Natomiast według mnie grzechem jest porównywać Katarzynę Puzyńską do Camille Lacberg, która niewątpliwie jest mistrzynią kryminału.
Kryminał to wciąż dla mnie ulubiony rodzaj literatury, być może dlatego jestem bardzo wybredna, dzieje się tak dlatego, że zaczęłam zauważać, jak bardzo są powtarzalne, przewidywalne i właściwie prawie nigdy nie są w stanie mnie zaskoczyć.
Gdybym miała porównywać tych dwoje pisarzy, to moim zdaniem dzieli ich przepaść. 
R. Mróz pisze na miarę wspomnianych wcześniej Nesbo i Larssona, co powoduje, że plasuje się w ścisłej czołówce najlepszych. Jeśli odbiera się telefon od samego Harlan'a Coben'a z gratulacjami, no to o czym my tu rozprawiamy. Już nie mogę się doczekać dalszych perypetii głównej bohaterki serii o Chyłce. K. Puzyńska chyba wciąż musi się uczyć, jeśli chce choć w połowie być tak dobra jak R. Mróz.
Teraz trochę o książkach:
"Więcej czerwieni" to druga książka z serii o Lipowie, przepięknej malowniczej miejscowości w okolicach której zostają zabite dwie młode kobiety. Sprawca w brutalny sposób okalecza ich ciała. Do poszukiwań zwyrodnialca zostaje oddelegowany młodszy aspirant Daniel Podgórski i kontrowersyjna komisarz Klementyna Kopp. To właśnie ta postać najbardziej przypadła mi do gustu, według mnie jej rola jest najlepiej rozpisana. Policja z Brodnicy podejrzewa, że oba zabójstwa są dziełem seryjnego mordercy i starają się znaleźć punkty wspólne między obiema ofiarami. Czytelnik od samego początku wie, że zabójcą jest kobieta i chyba to rozwiązanie najmniej mi się podobało. Później dochodzą jeszcze inne trupy, a podejrzanym wydaje się być każdy. Jak dla mnie wszystko jest zbyt mocno zakluczone, a wszystkie tropy po kolei są eliminowane, po to by zmylić czytelnika. Mnie ta zgadywanka wykończyła, wyczekiwałam zakończenia książki. Czym dalej w las, tym wszystko było bardziej pogmatwane, a w dobrym kryminale naprawdę nie o to chodzi. Co do stylu pisania: ilość powtarzanych po wielokroć zwrotów typu: "szef posterunku w Lipowie", "młodszy aspirant Daniel Podgórski", albo "dyrektor szkoły w Żabich Dołach Eryk Żukowski", to czytelnika może zabić, mnie na pewno. Czuć, że autorka na siłę, chce zapełnić stronę. Dialogi w tej książce również nie zachwycają:
- Dzień dobry młodszy aspirancie Danielu Podgórki
- Witam pana, spirancie Mazur
- Czy pan panie aspirancie Podgórski mógłby...
- Ależ oczywiście aspirancie Mazur
- Serdecznie dziękuję, młodszy aspirancie Podgórski
Tak z grubsza wyglądają dialogi grupy śledczej, która przypominam ma rozwiązać sprawę i ująć seryjnego mordercę. To wszystko jest drętwe i sztuczne, że aż niewiarygodne. Poziom wiedzy miejscowych stróżów prawa ich inteligencja, oraz pomysłowość zakrawa o kpinę. Są nieudolni, niekompetentni, nielogiczni. Dlatego mam duży dylemat i jedno pytanie: czy ta autorka w ogóle potrafi pisać, czy to tylko wpadka? Ten styl pisania absolutnie nie jest moją bajką. 
"Kasacja" to pierwsza część serii o wspomnianej wcześniej adwokat Joannie Chyłce. Ta książka to manipulacja, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat. 
Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób ze szczególnym okrucieństwem. Sprawa wydaje się oczywista. Potencjalny winowajca spędza bowiem 10 dni zamknięty w swoim mieszkaniu w towarzystwie zmasakrowanych ciał. Sprawę prowadzi Joanna Chyłka, pracująca dla warszawskiej dobrze prosperującej kancelarii "Żelazny&McVay. Ta postać jest rewelacyjna, pełno w niej sprzeczności, ale też i lojalności, a także praworządności. Słynie z ciętego języka i kontrowersyjnych rozwiązań. Zrobi wszystko by odnieść zwycięstwo w sądowej batalii. Pomaga jej w tym młody, zafascynowany patronką, aplikant Kordian Oryński, vel Zordon. Ta para pełna jest różnic charakterów, które w miarę prowadzenia akcji tworzy naprawdę zgrany duet. Tymczasem ich klient zdaje się prowadzić własną grę, której reguły zna tylko on sam. Nie przyznaje się do winy, ale też nie zaprzecza, że jest mordercą.
Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, po pierwsze dlatego, że czytelnik uświadamia sobie, że ważniejszy od fabuły jest styl jej prowadzenia. Autor przez to, że jest młodą osobą używa ze swobodą zwrotów językowych używanych przez młodzież, które tak sprawnie wplata w treść, że nie raz, nie dwa na ustach czytelnika pojawia się uśmiech. Po drugie jako absolwent prawa naprawdę zna się na rzeczy, nie ma więc mowy o tym, że procedury opisane w książce są wyssane z palca, dzięki czemu historia ta zdaje się być prawdziwa. Po trzecie główni bohaterowie na każdym kroku rzucają żartami, wulgaryzmami, nie jest to jednak niesmaczne i przesadne, wręcz przeciwnie. Mnie nie przeszkadza, że R. Mróz, obok spraw zmasakrowania zwłok, handlu narkotykami, utarczek z mafią, porwania, szantażu, zawarł sporą dawkę rozrywki. Tak bowiem powinno pisać się powieści, intryga jest przemyślana, utkana złotymi nićmi, której wir manipulacji, sięga dalej niż dwójka prawników mogłaby przypuszczać.

niedziela, 7 października 2018

"Gwiazdy" film o wielkiej miłości

Film mnie nie zachwycił, mimo mojego uwielbienia dla Sebastiana Fabijańskiego, uważam tą produkcję za słabą. Opowiada historię życia Jana Bansia, piłkarza, który w latach 1964 - 1973 zaliczył 31 oficjalnych spotkań w reprezentacji Polski, zdobywając w nich 7 bramek.
Nie jest to typowy film biograficzny. Za to na pewno pokazuje świetną piłkę nożną lat 60 - 70 tych, taką, której każdy zagorzały kibic by sobie życzył. Brakuje w nim jednak dynamiki, emocji, przeżyć, które towarzyszą kibicom sportu. Trochę na słowo musimy wierzyć w niesamowite umiejętności piłkarza i w wielką miłość do Marleny. Za mało spójności w scenach, za duży przeskok sytuacyjny, chaotyczny zlepek epizodów, tak właśnie odebrałam ten film.
O samym głównym bohaterze można napisać, że wystąpił między innymi w meczu z Anglią na Stadionie Śląskim w Chorzowie w czerwcu 1973 roku, wygranym przez Polską 2:0. Mimo tak świetnej gry nie znalazł się w kadrze na mistrzostwa świata w 1974 roku, podobnie jak dwa lata wcześniej w kadrze olimpijskiej z przyczyn pozasportowych. Po jego ucieczce na Zachód, polskie władze uniemożliwiły mu wyjeżdżanie z reprezentacją Polski do Niemiec, choć pozwalały mu tam wyjeżdżać z klubem, bo zarówno igrzyska olimpijskie w 1972 roku i mistrzostwa świata w 1974 roku odbywały się właśnie w Niemczech. System polityczny, który wówczas panował był niezrozumiały szczególnie dla ludzi, którym przyszło żyć w tamtych czasach, absurd gonił absurd. 
Z tego co czytałam, film miał bardzo niski budżet i nie było szans na odtworzenie z rozmachem legendarnych meczów polskiej reprezentacji. Z tego też powodu reżyser sięgnął po archiwalne sceny przeplatając je ze scenami filmu, dlatego brak w nim ekscytacji, która mogłaby płynąć ze świetnej ówczesnej gry polaków. Ciśnie się na usta pytanie: Po co się brać za realizację filmu, jeśli brakuje pieniędzy na to, żeby go prawdziwie opowiedzieć i realnie oddać emocje?

Moja ocena
3/10

niedziela, 30 września 2018

"Ostre przedmioty"... serial na podstawie książki

"Ostre przedmioty" to tegoroczny miniserial HBO, który jest wiernym odzwierciedleniem książki Gillian Flynn, o której pisałam tutaj: http://swiat-marty.blogspot.com/2016/04/ostre-przedmioty-g-flynn.html
Zakończenie pierwszego sezonu może delikatnie świadczyć o tym, że możemy mieć nadzieję na kontynuację, choć to miniserial i raczej nie liczyłabym na to.
O samym serialu można powiedzieć, że Amy Adams robi naprawdę świetną robotę, aktorka, która wciela się w główną postać o imieniu Camille. Do tego naprawdę fajnie słucha się sundtrack'a, który pasuje idealnie do tego klimatu, który budowany jest przez cały czas. Serial utrzymany jest w napięciu, choć niektóre sceny są za długie, a dialogi trochę rozwleczone. Z jednej strony może to być pozytywne z drugiej negatywne, jak kto na to spojrzy. Jedni lubią niedopowiedzenia, inni lubią "kawę na ławę". 
Ostatni odcinek jest zarazem najlepszym odcinkiem, na który wszyscy czekają z niecierpliwością. 
Na pewno reżyser stanął przed niemałym wyzwaniem, ażeby opowiedzieć tą historię tak, żeby nie przesadzić w żadną ze stron. Jak dla mnie, zrobił to, co było w jego mocy.
Co zwraca uwagę przy produkcji, to na pewno migawki po rozpoczęciu napisów końcowych, które wbijają w fotel i chyba nie spotkałam się w żadnym serialu z tego rodzaju rozwiązaniem. 
Można go polecić do obejrzenia, nie ma jednak potrzeby czytać książki przed i odwrotnie. 

Moja ocena
6/10

czwartek, 20 września 2018

Stranger Things - dwa sezony odchaczone

Kolejny serial Netflix i rzeczywiście dużo w nim podobieństw do serialu "Dark", który obejrzałam jako pierwszy. Dwa sezony Stranger Things ogląda się naprawdę bardzo szybko, choć to horror sci-fi i dużo w nim bajkowych scen dla dzieci. Trochę na wyrost niektórzy określają go najlepszym serialem właśnie tego gatunku. Dla mnie jest po prostu do obejrzenia, może dlatego brak we mnie zachwytu, gdyż nie jestem fanką.
Jedną z głównych aktorek jest Winona Ryder, dzięki której serial na pewno zyskał na wartości. Naprawdę widać tutaj klasę aktora, która na tle pozostałych znacznie się wyróżnia. 
Cała historia jest trochę oklepana, można doszukiwać się podobieństw w wielu innych filmach science fiction. Jednak to świetna podróż do nostalgicznych filmów lat 80 - tych. Bardzo wiele nawiązań do popkultury: kasety magnetofonowe, plakaty z filmów tamtych czasów, ubrania, tv itd. Dużo w nim także zabawnych postaci, które mają fajnie zarysowane tło, i dobre FX. Ani jedna minuta nie wydaje się wepchnięta tu na siłę. I ma się wrażenie, że II sezon jest lepszy niż sezon I, co w wielu przypadkach jest niespotykane. I choć nie jestem zwolenniczką tego rodzaju klimatów, to z przyjemnością obejrzałam tą historię.

Moja ocena
 6/10

sobota, 15 września 2018

"Alienista" - szkoda, że tylko jeden sezon...

Kolejny zwięzły i szybki miniserial Netflix, oparty na książce Caleba Carra "The Alienist". To zdecydowanie kryminał w którym występują dobrze dobrani aktorzy: Luke Evans, Dakota Fanning, oraz Daniel Bruhl, którzy świetnie wcielili się w swoje role. Bardzo dobrze opowiedziana historia, która aż prosi się o kolejny sezon. I tak też ma się stać, kolejna książka C. Carra będzie miała okazję zostać zekranizowana. Tym razem będzie to "The Angel of Darkness. 
Nowy Jork, koniec XIX wieku. W mieście grasuje seryjny morderca, który zabija w niezwykle brutalny sposób młodych, prostytuujących się chłopców. Komisarz policji Roosevelt korzysta z pomocy swojego przyjaciela Laszlo Kreislera, psychiatry, który pomaga w opracowaniu portretu psychologicznego oraz rysownika Johna Moore'a mającego pomagać na miejscu zbrodni. Do zespołu przyłącza się sekretarka Roosvelta, Sara, pierwsza kobieta zatrudniona w nowojorskiej policji oraz bracia Isaacsonowie, policjanci - patolodzy.
Z początku trop wiedzie do wyższych sfer miasta, dlatego zespół napotyka na opór ze strony kolegów z policji, opłacanych przez możnych tego miasta. I tak naprawdę akcja zamiast zmierzać do celu, coraz bardziej się gmatwa, bo różni ludzie, mniej lub bardziej skorumpowani upatrują nadziei w tym, by śledztwo utknęło w martwym punkcie. 
Wiodący prym w filmie psychiatra dr Kreisler to ktoś, kto próbuje dzięki psychologii i za pomocą jej narzędzi znaleźć mordercę dzieci. Niekonwencjonalne metody działania spotykają się z niezadowoleniem zwierzchników, ale i niezrozumieniem zwykłych ludzi, dla których doktor przekracza granicę normalności. I właśnie ta umiejętność doktora sprawi, że ten serial chce się oglądać dalej, a także przenikliwość i wnikliwość pozostałych bohaterów. 
"Alienista" to nie tylko serial kryminalny, jest to również podróż w dusze bohaterów. Im głębiej wchodzimy w fabułę, tym bardziej akcja zaczyna dotykać ich samych, ich własnych leków, porażek za które zapłacili, grzechów, które za sobą ciągną przez lata.
Naprawdę warto go obejrzeć. 
Ciekawa jestem sezonu drugiego.

Moja ocena
 9/10

niedziela, 9 września 2018

"Wind River" film naprawdę godny polecenia...

"Wind River" to opowieść utrzymana w skandynawskich klimatach, choć akcja filmu rozgrywa się na terenie stanu Wyoming Wind River jednym z największych rezerwatów Indian w Stanach Zjednoczonych. Tu właśnie pracuje lokalny tropiciel Cory, w roli tej Jeremy Renner. Ziemia na której znajduje się ów rezerwat nazwana jest ziemią przeklętą, a to dlatego, że na każdym kroku da się odczuć iż, tutaj żywioły z człowiekiem wygrywają. Duże terytorium, kapryśna pogoda, gruba warstwa śniegu, a niska temperatura skutecznie zamraża wszelkie odruchy sprawiedliwości. Człowiek wobec tej białej kartki, która rozlewa się na ekranie jest niczym płatek śniegu, odczuwalna jest wyższość przyrody. 
Do tego dochodzi jeszcze obraz życia rdzennych amerykanów, pokazany jest raczej upadek ich kultury, nie chroni się tutaj tradycji, nie rozpowszechnia się już jej, tylko konserwuje. Przez cały film reżyser podkreśla w sposób wyraźny silne więzi rodzinne, przede wszystkim między dziećmi i rodzicami. W pewnym momencie da się odczytać, że rodzice nie mają już komu przekazywać tradycji, bo ich dzieci zajęły się innymi zajęciami, które niekoniecznie pokrywają się z życiem Indian zamieszkujących te ziemie. Alkohol, narkotyki, marazm i brak perspektyw zrobił swoją robotę.
Tak naprawdę, film ten jest historią o morderstwie, o dokonanym zbiorowym gwałcie na niewinnej dziewczynie, która uciekając przebyła 10 km na boso, w mrozie, który zamraża płuca i doprowadza do śmierci przez wykrwawienie się. Zwłoki jej przez przypadek znajduje Cory, który ze względu na swoje doświadczenie i niebywałe umiejętności tropiciela pomaga oddelegowanej agentce FBI, w roli tej widzimy jedną z sióstr bliźniaczek Olsen, która tutaj całkiem nieźle sobie poradziła. W trakcie dowiadujemy się, że Cory również stracił swoją córkę, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a zgwałcona dziewczyna byłą jej najlepszą przyjaciółką. Można odnieść wrażenie, że to właśnie kieruje Corym, który za wszelką cenę chce pomóc w odnalezieniu, jak się okazuje nie sprawcy, a sprawców. Przeciwwaga, którą rozdzielono pomiędzy bohaterów, sprawia, że w swoich rolach wypadają bardzo przekonująco. On - doświadczony, twardy, po przejściach, ona - naiwna, niedoświadczona.
Naprawdę dobry film, prosty, ale ma to "coś", na pewno oddziałuje i porusza, bez wielkich dialogów, niesamowitych zwrotów akcji, czy oceniania wyborów bohaterów.
Dopełnieniem tego wszystkie są przepiękne zdjęcia zaśnieżonych terenów filmowego "Wind River" oraz muzyka skomponowana przez Nick'a Cave'a.

Moja ocena
 9/10

sobota, 12 maja 2018

Polskie Dobre Kino "Najlepszy"

Zdecydowanie jestem sceptycznie nastawiona do polskiej kinematografii. Jest kilka naprawdę świetnych filmów, a potem długo, długo nic i bardzo wiele komedii romantycznych. Dlatego rzadko chodzę do kina na polskie filmy, chyba że film niesie ze sobą jakieś przesłanie. Na mojej liście do obejrzenia jest parę i naszych produkcji. Pierwszy wybrany przeze mnie to film "Najlepszy", wyreżyserowany przez Łukasza Palkowskiego. Samo nazwisko niewiele mówi, ale jest to reżyser, który ma na swoim koncie wiele kinowych hitów, jak na przykład: "Rezerwat", "Bogowie", "Wojna żeńsko-męska", a także seriale: "Belfer", "Diagnoza", "39 i pół".
Film "Najlepszy" jest biografią, opartą na faktach historią o wielkim sportowcu, którego niewiele osób kojarzy, a który w latach 90 tych dokonał niemożliwego. A mianowicie 3 września 1990 roku wziął udział w Double Iron Triathlon (podwójny Ironman) w Huntsville zajmując 1 miejsce. Pokonał dystans, który składał się z: 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu. Czas jaki osiągnął to 24 godziny, 47 minut i 46 sekund, coś niesamowitego i wydaje się niemożliwego dla człowieka. Zawody te są uważane za najbardziej prestiżowe wśród zawodów triatlonowych organizowanych na świecie, niewątpliwie też są najbardziej wymagające, ponieważ zawodnicy uczestniczący z nich muszą posiadać nadludzkie moce, żeby go ukończyć, a co dopiero wygrać.
Bohater naszego filmu nie miał ani łatwego życia, ani też łatwym człowiekiem nie był. Jednak dzięki swojemu uporowi i hardości, która niejednokrotnie pakowała go w kłopoty, pokonał swoje demony i wstąpił na ścieżkę normalnego życia. Droga do sportowego sukcesu Jerzego Górskiego była trudna i wyboista. W latach 1966-1982 był człowiekiem uzależnionym od narkotyków, kilkakrotnie również przebywał w więzieniu, był wrakiem człowieka. Jego przemiana zaczęła się w 1984 roku w Monarze. W ciągu sześciu lat intensywnego treningu pod okiem wielu ludzi, którzy stanęli na jego drodze, osiągnął poziom sportowy pozwalający mu na udział w światowych zawodach. 
Obecnie Jerzy Górski jest członkiem Polskiego Związku Triathlonu, prezesem Centrum Sportowego "Głogowski Triathlon" i organizatorem wielu zawodów triathlonowych oraz biegów. W 1990 roku otrzymał brązowy Medal za Wybitne Osiągnięcia Sportowe, natomiast w 1996 roku otrzymał przyznawany przez Przegląd Sportowy i Urząd Kultury Fizycznej i Turystyki tytuł Olimpionika.
Dla wielu może być na pewno wzorem do naśladowania i wielkim autorytetem. Jego postawa pokazuje, że nie ma ludzi przegranych, chyba że ten ktoś sam postawił na sobie krzyżyk. Oczywiście zawsze musi być jednak ktoś, kto poda rękę i pomoże. I w tym przypadku tacy ludzie się znaleźli.
Jeśli chodzi o sam film, dobrze się go ogląda, dialogi nie przytłaczają, tempo jest sprawne, historia sama się pisze. Główną rolę gra Jakub Gierszał, młody aktor, który zasłynął rolą w "Sali samobójców". Pokazuje tutaj naprawdę wysoki poziom swoich umiejętności. Reszta aktorów również nie odstaje. 
Jest to jeden z tych filmów, które warto obejrzeć nie tylko dlatego, że niesie ze sobą przesłanie, lecz dlatego, że opowiada ludzką prawdę, której w dzisiejszym świecie jest mało.
Z czystym sumieniem mogę go polecić.

Moja ocena
 9/10

piątek, 23 marca 2018

Film, który mnie znokautował - Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

Nie tylko mnie znokautował, on mnie zahipnotyzował na 1 godzinę i 55 minut. Gdybym miała wypisać ile nagród zdobył, to zabrakło by miejsca. Jeśli chodzi o Oscary nominowany w 7 kategoriach. Zdobył dwa Oscary dla: najlepszej aktorki pierwszoplanowej - Frances McDormand i najlepszego aktora drugoplanowego - Sam Rockwell.
Film jest po prostu świetny, mało kiedy się tak zachwycam, ale dawno nie wiedziałam z takim przytupem opowiedzianej historii. Nic dziwnego, że na całym świecie zdobywa bardzo dobre recenzje i chyba pierwszy raz zgadzam się z tymi opiniami od początku do końca.
"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" to nie tylko brawurowy miszmasz tragizmu i komizmu wrzucony do jednego wora opowieści. Ten film zasługuje na każdy z 7 Oscarów, do których został nominowany.
Świetna Frances McDormand wcielająca się w rolę zrozpaczonej matki, która próbuje wszystkimi możliwymi sposobami nakłonić policję do większego zaangażowania w śledztwo dotyczące śmierci jej córki, rozkłada na łopatki swoją grą, zacięciem i charakterem. Ona rzuca rękawice całej lokalnej społeczności. Jej córkę zgwałcono i zamordowano, a zwyrodnialca, który tego dokonał nie złapano przez kilkanaście miesięcy. Porzucona przez męża, żyjąca z nastoletnim synem kobieta wini za to policjantów rozleniwionych w sennej mieścinie zwanej Ebbing, zatopionej wśród lasów pięknego stanu Missouri. Wykupuje więc trzy billboardy, na których umieszcza pytania o bezczynność szeryfa lokalnej policji. Ich pojawienie się momentalnie zmienia życie całego miasteczka, które spłynie krwią i zapłonie ogniem. Ogniem oczyszczającym, choć nie wypalającym całe zło tego świata. Jest to rola, która już na zawsze będzie kojarzona tylko z tą aktorką - Frances McDormand.
O reżyserze natomiast, Martinie McDonagha mówi się, że jest następnym na miarę braci Coen, czy Tarantiono. Opowiada historię własnym językiem, wyciąga ze swoich ulubionych aktorów ich nieznaną twarz. Jego scenariusze zdumiewają bezczelnością, bawią, ale też wzruszają. Teraz zdecydowanie wszedł na wyższy poziom, kręcąc nie tylko czarną jak smoła komedię, ale mądre i przeszywające do trzewi dzieło. Kto wiedział "In Bruges", lub "7 Psychopatów", wie o czym mowa.
Cały film jest pełen wyrazistych i bliskich nam bohaterów wrzuconych do pełnej rozczarowań, niesprawiedliwości i egzystencjalnego bólu groteskowej rzeczywistości. Relacje między bohaterami zmieniają się jak w kalejdoskopie. 
Wszystko to tworzy ponadczasowy obraz, przyziemność miesza się z grecką tragedią, dialogi tną ucho ostrością, a wyciszony finał nokautuje swoją prostotą.
I gdy film dobiega już końca pozostaje smutek i pustka, bo tą historię można by napisać dalej z tak świetnymi aktorami i zgrabnie napisanym scenariuszem.

Moja ocena
 10/10

piątek, 16 marca 2018

"DARK" - kolejny serial Netfilx

"Dark" - to jeden z najdziwniejszych seriali, które widziałam w ubiegłym roku. Pozytywnych recenzji w sieci jest bardzo wiele, ja natomiast mam mieszane uczucia. Nie twierdzę, że nie jest dobry, ale nie do końca podobała mi się fabuła, choć pomysł jest naprawdę świetny. Ja jako osoba, która uwielbia kryminały i skomplikowane historie mówię nie, dlatego, że brak mi spójności w tym dochodzeniu, bohaterowie prowadzą śledztwo, każdy na własną rękę, nikt nie konsultuje tego ze sobą, niby coś mają sprawdzić, ale tego nie robią. Także pod tym względem serial mnie zawiódł, być może był to zamiar twórców Netflix, bo "Dark" to kolejna ich produkcja, która bije rekordy popularności.
Sama historia bardzo wciąga tak, że nie można się od niej oderwać. Akcja serialu dzieje się w odludnym, niemieckim miasteczku Winden, znajdującym się w pobliżu elektrowni atomowej. W pewnym momencie dochodzi do zaginięcia dwóch chłopców. Kilka miesięcy wcześniej samobójstwo popełnia jeden z mieszkańców. Pozornie te wydarzenia nie są ze sobą powiązane, jednak wkrótce wszelkie części układanki zaczynają łączyć się w przerażającą całość. Wtedy najważniejszym pytaniem w śledztwie dotyczącym zaginięć staje się nie to, kto dokonał porwania, lecz kiedy.
Mimo, że dużo jest podobieństw do amerykańskiego Stranger Things, to wydaje mi się, że "Dark" jest bardziej mroczny i tajemniczy, a miasteczko Winden, to nie miejsce, gdzie można przeprowadzić się z całą rodziną i wieść sielskie życie.
Serial ten to połączenie dramatu społecznego i science - fiction. Bardzo dobrze zostały pokazane wszelkie zależności zachodzące pomiędzy mieszkańcami małego miasteczka, to jakby kronika dziejowa tego miejsca. Poznajemy historie dziejące się odpowiednio w latach 1953, 1986 oraz 2019, które stanowią pewien rodzaj pogmatwanego łańcucha przyczynowo - skutkowego. Twórcy w ten sposób pokazali nam wszelkie rozterki, konflikty i romanse, czy skrywane mroczne tajemnice, które to decydują o dalszym życiu przyszłych pokoleń. Ta wielowątkowość niewątpliwie stanowi rodzaj doskonale skonstruowanego mechanizmu, w którym jedna sytuacja pomaga zrozumieć przesłanie kolejnej. Za to efekty science - fiction nie są tak widowiskowe, jak w hollywoodzkich produkcjach, natomiast na pewno wiele scen trzyma w większym napięciu i daje bardziej szokujący efekt niż kilka wysokobudżetowych filmów z Fabryki Snów.
Taki rodzaj bardzo spójnej, wielowątkowej opowieści sprawia, że w "Dark" nie ma głównego bohatera, natomiast fabuła skonstruowana jest tak, że każda postać ma swoje przysłowiowe pięć minut, co jest dużym plusem.
Zdecydowanie jest to jeden z najciekawszych seriali ubiegłego roku, dlatego z niecierpliwością czekamy na sezon II, w którym już wiadomo, że akcja będzie się toczyć w dalekiej przyszłości.

Moja ocena
 10/8

środa, 7 lutego 2018

"Space between Us"

Kosmonautka Sarah Elliot, dowódca promu, którego załoga ma żyć w pierwszej ziemskiej bazie na Marsie odkrywa w czasie drogi, że jest w ciąży. W czasie porodu umiera, wydawszy na świat dziecko którego istnienie, NASA chce zatuszować. Gdy Gardner Elliot nie znający życia poza marsjańską bazą dorasta, postanawia wyruszyć na Ziemię, by odnaleźć swego ojca. Chce też poznać Tulsę, „normalną” ziemską dziewczynę, z którą czatuje. Niestety, po wylądowaniu naukowcy stwierdzają, że organizm chłopaka źle znosi ziemską atmosferę...
Z logicznego punktu widzenia wysłanie kobiety w ciąży na Marsa byłoby niemożliwe, ponieważ kosmonauci przed lotem poddawani są bardzo wnikliwym badaniom. Jednak fabuła filmu jest bardzo wciągająca, a film dzięki temu lekko się ogląda.
To kosmiczna wersja „Diabła morskiego”, rosyjskiego przeboju sprzed lat w którym On nie może żyć w jej świecie, gdyż ma skrzela zamiast płuc. Z Elliot'em tak źle nie jest, jednak jego wyrosłe w marsjańskich warunkach serce jest nieprzystosowane do ziemskich warunków życia i chłopak, by przeżyć musi powrócić na Marsa. Rozstanie z ukochaną i problemy ze znalezieniem biologicznego ojca to zresztą źródło największych, zupełnie zbędnych sentymentalizmów w filmie, bo gdyby potraktowano te wyzwania z przymrużeniem oka wyszłoby to filmowi na dobre. Podobnie jak znalezienie do roli ukochanej Elliot'a aktorki w jego wieku, a nie o 10 lat starszej Britt Robertson, która jest skądinąd aktorką dobrą, ale tu wygląda na starszą siostrę a nie równolatkę. Szkoda roli Gary’ego Oldman'a, który chyba nie bardzo odnalazł się w tej disneyowksiej konwencji. Natomiast bardzo dobra robotę zrobił operator, który w piękny trochę jak z National Geographic sposób portretuje zarówno Ziemię jak i Czerwoną Planetę, i to jest na bardzo duży plus, bo patrzy się na krajobraz nie mogąc oderwać oczu.

Moja ocena
 10/6