sobota, 7 grudnia 2013

Sheldoner is my M A S T E R...

"The Big Bang Theory" to serial komediowy, który omijałam szerokim łukiem tylko dlatego, że nie pojmowałam jak śmieszny on jest. Teraz zasysam sezon za sezonem i nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich śmiesznych tekstów, mądrych tekstów, przydatnych tekstów. W naprawdę komicznych momentach muszę zrobić pauzę, by móc się zdrowo wyśmiać. To połączenie świata nauki ze światem komedii, wszystko utrzymane na naprawdę wysokim poziomie.
Jeśli chodzi o postacie występujące w tym serialu to według mnie i chyba nie tylko według mnie, na szczególną uwagę zasługuje Sheldon Lee Cooper. W gestach i mimice przypomina Jasia Fasolę. Natomiast jeśli chodzi o jego piękny umysł jest genialnym fizykiem, chodzącą encyklopedią, posiadającą niesamowitą pamięć ejdentyczną (to zdolność odtwarzania złożonych obrazów, dźwięków i innych obiektów z bardzo dużą dokładnością, którą według niektórych badań dysponują nieliczne osoby). Jest przy tym niepoprawnym socjopatą, aż dziw, że nie jest seryjnym mordercom, moim zdaniem świetnie by się nadawał. Jego teksty są powalająco-onieśmielające, a jego teorie i wywody niezrozumiałe dla zwykłego zjadacza chleba.  Nie zna znaczenia sarkazmu, nie wie, co to zabawa, zwyczajny uśmiech sprawia mu nie lada trudność, a wszelkiego rodzaju uczucia są mu obce. Niesformalizowany hipochondryk, który gdy choruje, jest skazany na siebie, bo każdy z jego przyjaciół bierze nogi za pas i zwyczajnie zwiewa. Posiada całą masę rytuałów, np.: poniedziałek owsianka, lewy róg kanapy - jego  miejsce, środa sklep z komiksami itd., co najdziwniejsze ludzie którzy go otaczają, również muszą je wykonywać. Świadczy to o tym, jak silną osobowością jest i jak bardzo oddziałuje na otoczenie.  Jego wysokie IQ daje o sobie znać w każdym momencie życia, przewodzi wszystkiemu i wszystkim, przy tym jest niesamowitym manipulatorem każdej  sytuacji. Z drugiej zaś strony jest słodki jak cukierek i niewinny jak dziecko, z którym trzeba obchodzić się bardzo delikatnie. Wszystkie te zachowania w jednym człowieku, dlatego powątpiewam, by ktoś taki jak Sheldon istniał naprawdę. Jeśli jednak taki ktoś jest, to ja chcę go poznać, chcę by należał do mojej czasoprzestrzeni, chcę by codziennie rano opowiadał mi o fizyce teoretycznej, by jego świat choć przez chwilę był również moim. Ta bezwzględna miłość i uwielbienie do tej postaci jest rzeczywista, mimo, iż ta postać jest tak nierzeczywista. Przypomina zachowaniem Króla Juliana z "Pingwinów z Madagaskaru", równie władczy i równie nieliczący się z nikim.
Dziwne jest to, że bardzo lubimy takie postacie oglądać, natomiast w życiu codziennym ich nie znosimy i najczęściej nie utrzymujemy z nimi kontaktu, z wielu powodów. Myślę, że życie z taką osobą jest na dłuższą metę nie do zniesienia i tylko ktoś taki, jak Leonard jest w stanie tego dokonać.
Drugą zabawną postacią według mojej opinii jest Howard Joel Wolowit. Kontrastuje on z Sheldonem, któremu wiele razy zdarza się wyśmiewać "braki" w wykształceniu Howarda, prawdę mówiąc bardzo często pojawia się motyw głupiego Wolowitza, bez doktoratu i wybitnego fizyka Sheldona. Jednak w ogólnym rozrachunku to Wolowitz osiągnął dotychczas więcej w dziedzinie ogólnopojętej fizyki niż Sheldon, który może pochwalić się jedynie wpadką z podróżą na biegun Południowy i wieloma godzinami spędzonymi nad różnymi teoriami, które nie mają odzwierciedlenia w żadnej rzeczywistości.
Ok, Tomek.K, zgadzam się, że fizyka teoretyczna jest teorią i często się filozofuje, a w dziedzinie, którą zajmuje się Howard można działać. Tak, ale i tak nie zmienia to faktu, że w zamyśle scenarzysty jest pokazanie różnic w wykształceniu nie dlatego, że zajmują się innymi dziedzinami, tylko dlatego, że nie każdy z wykształceniem coś w życiu osiąga.
Podsumowując serial jest naprawdę bardzo zabawny, a teksty Sheldona Lee Coopera warto zapamiętać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz