piątek, 23 marca 2018

Film, który mnie znokautował - Trzy billboardy za Ebbing, Missouri

Nie tylko mnie znokautował, on mnie zahipnotyzował na 1 godzinę i 55 minut. Gdybym miała wypisać ile nagród zdobył, to zabrakło by miejsca. Jeśli chodzi o Oscary nominowany w 7 kategoriach. Zdobył dwa Oscary dla: najlepszej aktorki pierwszoplanowej - Frances McDormand i najlepszego aktora drugoplanowego - Sam Rockwell.
Film jest po prostu świetny, mało kiedy się tak zachwycam, ale dawno nie wiedziałam z takim przytupem opowiedzianej historii. Nic dziwnego, że na całym świecie zdobywa bardzo dobre recenzje i chyba pierwszy raz zgadzam się z tymi opiniami od początku do końca.
"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" to nie tylko brawurowy miszmasz tragizmu i komizmu wrzucony do jednego wora opowieści. Ten film zasługuje na każdy z 7 Oscarów, do których został nominowany.
Świetna Frances McDormand wcielająca się w rolę zrozpaczonej matki, która próbuje wszystkimi możliwymi sposobami nakłonić policję do większego zaangażowania w śledztwo dotyczące śmierci jej córki, rozkłada na łopatki swoją grą, zacięciem i charakterem. Ona rzuca rękawice całej lokalnej społeczności. Jej córkę zgwałcono i zamordowano, a zwyrodnialca, który tego dokonał nie złapano przez kilkanaście miesięcy. Porzucona przez męża, żyjąca z nastoletnim synem kobieta wini za to policjantów rozleniwionych w sennej mieścinie zwanej Ebbing, zatopionej wśród lasów pięknego stanu Missouri. Wykupuje więc trzy billboardy, na których umieszcza pytania o bezczynność szeryfa lokalnej policji. Ich pojawienie się momentalnie zmienia życie całego miasteczka, które spłynie krwią i zapłonie ogniem. Ogniem oczyszczającym, choć nie wypalającym całe zło tego świata. Jest to rola, która już na zawsze będzie kojarzona tylko z tą aktorką - Frances McDormand.
O reżyserze natomiast, Martinie McDonagha mówi się, że jest następnym na miarę braci Coen, czy Tarantiono. Opowiada historię własnym językiem, wyciąga ze swoich ulubionych aktorów ich nieznaną twarz. Jego scenariusze zdumiewają bezczelnością, bawią, ale też wzruszają. Teraz zdecydowanie wszedł na wyższy poziom, kręcąc nie tylko czarną jak smoła komedię, ale mądre i przeszywające do trzewi dzieło. Kto wiedział "In Bruges", lub "7 Psychopatów", wie o czym mowa.
Cały film jest pełen wyrazistych i bliskich nam bohaterów wrzuconych do pełnej rozczarowań, niesprawiedliwości i egzystencjalnego bólu groteskowej rzeczywistości. Relacje między bohaterami zmieniają się jak w kalejdoskopie. 
Wszystko to tworzy ponadczasowy obraz, przyziemność miesza się z grecką tragedią, dialogi tną ucho ostrością, a wyciszony finał nokautuje swoją prostotą.
I gdy film dobiega już końca pozostaje smutek i pustka, bo tą historię można by napisać dalej z tak świetnymi aktorami i zgrabnie napisanym scenariuszem.

Moja ocena
 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz