"Gra o tron" to amerykański serial fantasy stworzony przez Davida Benioffa i D.B. Weissa dla stacji telewizyjnej HBO będący adaptacją sagi "Pieśń Lodu i Ognia" autorstwa amerykańskiego pisarza George'a R. R. Martina. To jedna z największych i najdroższych produkcji HBO w historii. Wyprodukowanie jednego sezonu to koszt 55 milionów dolarów. To również najbardziej piratowany serial, pierwszy odcinek nowego sezonu został nielegalnie ściągnięty za pomocą programu BitTorrent przez ponad milion internautów w niecałą godzinę po emisji. Nigdy wcześniej nie pobrano tak dużej liczby kopii jakiegokolwiek serialu w tak krótkim czasie. Najwięcej piratów pochodziło z USA i Wielkiej Brytanii. W pierwszej piątce znalazła się Australia
(3.) i Kanada (4.). W Europie królowały: Francja, Holandia i Hiszpania.
Choć w rocznym zestawieniu za ubiegły rok Polska była w czołówce, tym
razem naszego kraju nie uwzględniono w pierwszej dziesiątce. W trakcie emisji HBO pierwszy odcinek obejrzało ponad 4,4 mln Amerykanów. To największa publiczność w historii serii.
Ja również go widziałam i nie jestem zachwycona, tak jak większość fanów, którzy wypowiadają się na forach internetowych, jestem raczej zawiedziona. Nie ucieszyło mnie to, że już w 1. odcinku
poruszone zostały chyba wszystkie najważniejsze wątki fabularne, z
wyjątkiem dwóch czy trzech. Nie było trzęsienia ziemi, którego się spodziewałam, chyba, że fabuła będzie rozkręcać się z odcinka na odcinek, tak jak miało to miejsce w sezonie II. Na chwilę obecną jednak nie wydarzyło się nic, co spowodowałby zmianę mojego stanowiska, co sprawiłoby, że z chęcią będę go dalej oglądać.
Sezon I był naprawdę bardzo dobry, bo opowiadał nową historię rodziny, uwikłaną w potyczki rodów o królewski tron, w całkiem nowym świecie. Wszystko było świeże, innowacyjne i oryginalne, sam pomysł zasługiwał na pochwałę i uznanie. Fabuła skupiała się głównie na losach Neda
Starka, potężnego północnego lorda władającego starożytną twierdzą
Winterfell, oraz jego rodziny; Catelyn, żony z rodu Tullych oraz ich
dzieci: Robba, najstarszego syna i prawowitego dziedzica Winterfell;
Sansy, urodziwej córki, marzącej o zostaniu wielką damą; Aryi, często
zapominającej o szlachetnym pochodzeniu na rzecz zabaw z niżej
urodzonymi przyjaciółmi; Brana, pasjonata wspinaczki, który chce zostać
wielkim rycerzem; oraz najmłodszego z rodzeństwa Rickona, a także Jona
Snow, bękarciego syna Eddarda.
Sezon II był troszkę słabszy na początku, co było częściowo winą fabuły literackiego
pierwowzoru. W "Starciu królów" G.R.R. Martin wprowadził mnóstwo nowych
postaci i miejsc, co musiało wprowadzić poczucie pewnego chaosu. Twórcy jednak doszli do wniosku, że muszą tu troszkę wyciąć, żeby móc dodać tam. Oczywiście w dalszym ciągu śledzimy losy głównych bohaterów i to cieszy. Nakręcono też więcej scen seksu i to ostrego. Na moją pochwałę zasługują ostatnie dwa odcinki: "Blackwater" oraz "Valar Morghulis", które przywróciły "Grze o tron" formę z 1. sezonu i
pokazały, że ten serial może być klasą samą dla siebie w telewizyjnej
rozrywce, co obrazowała moja twarz w trakcie ich oglądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz