czwartek, 11 lipca 2013

"Beautiful Creatures", "Trance", "Broken City"...

Polskie tłumaczenie "Piękne istoty", nakręcony na podstawie pierwszej części powieści Kami Garcii i Margaret Stohl, pod tym samym tytułem, do złudzenia przypomina "Zmierzch". Ethan, główny bohater, mieszka w Gatlin – małym, nudnym miasteczku w Południowej Karolinie. Jest nastolatkiem, który gra w kosza i umawia się z dziewczynami. Uwielbia czytać i marzy o podróżach po całym świecie. Pewnego dnia do jego klasy dołącza nowa uczennica. Okazuje się, że jest ona dziewczyną ze snu Ethana. Lena zamieszkuje u swojego wuja Macona. Rodzina jest bardzo mroczna i gdyby nie to, że przodkowie byli założycielami Gatlin, mieszkańcy już dawno by ich wygnali. Ethan zakochuje się w dziewczynie, a ona odwzajemnia uczucie. Do tego wszystkiego jeszcze klątwa, która jest sensem scenariusza i mamy banalny film dla nastolatków, który momentami ratują: Jeremy Irons i Emma Thompson. Nie polecam!


Ten film zdecydowanie polecam, strasznie zakręcony, ale wszystko zgrywa się w jedną całość. Zaczyna się banalnie, wręcz lekceważąco, dużo psychoanalizy, potem pojawia się dużo czerni i lęk. Docieranie do prawdy odbywa się w sposób wręcz kapitalny, bo nie tylko zmienia się wiedza o tym co się stało, ale i zmieniają się też ludzie. Brutalność i dosłowność są charakterystyczne dla reżysera Boyle'a ("Trainspotting", "Slumdoga - Milionera z ulicy" i "127 godzin"). Muzyka to dodatkowy smaczek wpisany w klimat opowieści. Vincent Cassel - mega brzydal, ale mimo to, go lubię, no i w filmie daje radę, James McAvoy rewelacyjny, nie miał łatwo, ciągłe zwroty pamięci, każdy mógłby się pogubić. Rosaria Dowson atrakcyjne ciało, sama gra też ok. Film bardzo mi się podobał!

Dobra obsada skłoniła mnie do obejrzenia tego filmu: Russell Crowe, Mark Wahlberg, Catharina Zeta-Jones. Okazało się, że nie tylko to, jest jego mocną stronę, na pochwałę zasługuje również scenariusz. Debiutujący w Hollywood Brian Tucker zbudował całkiem interesujący labirynt ambicji i intryg, troszkę inspirowany kryminałami i thrillerami ze Skandynawii, ale to w filmach lubię. Mark Wahlberg jest jednym z producentów, główną rolę zaproponował Michaelowi Fassbenderowi, gdy ten odmówił, Wahlberg postanowił sam zagrać tę rolę. Wciela się w postać byłego policjanta Billego Taggart'a, który otrzymuje zlecenie od samego burmistrza, Nicholasa Hostetlera (Russell Crowe), co dla mnie już jest podejrzane. Zadanie wydaje się być typową pracą prywatnego detektywa, polega na śledzeniu żony zleceniodawcy (Catherine Zeta-Jones) i zdobyciu dowodów jej niewierności. Wkrótce okazuje się jednak, że Billy wplątał się w znacznie większy i o wiele bardziej niebezpieczny skandal. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz